Jay Kristoff ostatnimi czasy zaskarbił sobie moją sympatię względem swych dzieł. Dotychczas jednak miałam styczność jedynie z jedną jego serią, w której skład wchodzą Nibynoc, Bożogrobie oraz Darkdawn, z czego ta ostatnia premierę polską, jak i amerykańską ma dopiero przed sobą. Jestem bardzo zaintrygowana twórczością tego amerykańskiego autora, postanowiłam więc zapoznać się ze wszystkim co dotychczas wyszło spod jego pióra. Jak jednak prezentuje się pierwszy tom trylogii Wojny Lotosowej, dla osoby, która wie jakim geniuszem kontrukcji świata oraz narracji, pochwalić może się Jay Kristoff?
Pewnego razu, na jednej z wysp Shima, Yukiko oraz jej ojciec, dostają zlecenie od samego szoguna, który wymarzył sobie by zostać legendarnym Tancerzem Burzy. Problem tkwi jednak w tym, że gryf, którego mają schwytać jest gatunkiem wymarłym a wieści o jego domniemanym istnieniu, są cóż, przez wielu uważane za bajdurzenie... Mimo to, w opozycji mając jedynie śmierć z ręki brutalnego dyktatora, wyruszają w odległą podróż, która na dobre zmieni życie każdego z nich.
Co jako pierwsze pragnęłabym zaznaczyć, to to, że seria opowiadająca o losach Mii Corvere zdecydowanie bardziej przypadła mi, na ten moment do gustu. Prostym wytłumaczeniem tego faktu, może być to, że zwyczajnie Tancerze burzy mieli swoją premierę wiele lat przed Nibynocą, co w sposób oczywisty wpłynęło na warsztat zaprezentowany w obu tych powieściach. Mimo to, inspirowana japońskim folklorem opowieść, mimo paru wad, również wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Przede wszystkim to konstrukcja świata oraz akcja zasługują na olbrzymią, jak to bywa u tego autora pochwałę.
Mamy tutaj do czynienia ze światem niszczonym przez ludzką rękę. Światem, który obok mitycznych stworzeń oraz latających statków, zmaga się z problemami, które niebawem mogą dotyczyć także (a również częściowo ją dotyczą) naszej cywilizacji. W jednym momencie spotykamy na kartach powieści urządzenia, które funkcjonują w naszym, współczesnym świecie, by za kilka stron stanąć twarzą w twarz z mitycznym, pozornie tylko wymarłym stworem. To wymieszanie światów tworzy niesamowitą atmosferę, nawet mimo faktu, że fabularnie ta książka do wybitnie oryginalnych nie należy.
Odnoszę wrażenie, że kilka dodatkowych rozdziałów, wiele by zmieniło, szczególnie w kontekście pewnych relacji, które w moim odczuciu zostały potraktowane po macoszemu. Które zbyt szybko zyskały ostateczną formę. Myślę, że pobawienie się tymi wątkami, dodanie kilku scen, umocniłoby poczucie realności przedstawianych wydarzeń. Czytając niektóre sceny odczuwało się swego rodzaju zgrzyty, pośpieszność kreślenia relacji oraz wydarzeń. Książka objętościowo jest naprawdę niewielka, co w ogólnym rozrachunku najbardziej działa na jej niekorzyść. Jestem w stanie jednak zrozumieć, że jako pierwsze dzieło z ręki pisarza, nie było stworzone przez tak sprawny w tworzeniu umysł, z jakim mamy do czynienia teraz.
Książkę czyta się szybko oraz z zainteresowaniem. Bowiem w niej, mimo pewnej dozy schematyczności, można odnaleźć wiele fascynujących elementów. Przesiąkniętą kulturą Japonii historię, przestrogę przez skutkami braku ochrony i bezczeszczenia otaczającego nas środowiska, angażujących w swoje losy bohaterów oraz pędzącą akcję, która nie pozwala na dłużej oderwać się od lektury. Przede wszystkim, po dotarciu do ostatniej kartki, zapragnęłam zapoznać się z kolejnymi losami Yukiko i jej nadzwyczajnych przyjaciół. Wiem też do czego zdolny jest Jay Kristoff, dlatego wierzę, że kolejne tomy tej trylogii zwalą mnie z nóg. Że Tancerze burzy są jedynie obietnicą, wstępem do czegoś znacznie większego.
Prawda jest taka, że kultura krajów Dalekiego Wschodu zwyczajnie nigdy mnie w jakimś ogromnym stopniu nie pociągała. Obawiałam się przez to, że Tancerze burzy zwyczajnie nie przypadną mi do gustu, ponieważ tematycznie nie znajdują się w rejonie moich zainteresowań. Mimo tego oraz paru wad, nie żałuję, że rozpoczęłam swoją przygodę z Yukiko. Mając do czynienia już z trzema książkami Jaya Kristoffa, mogę śmiało powiedzieć, że to jeden z lepszych autorów fantastyki, z jakim w swoim życiu miałam do czynienia. Jego dzieła cechują się niebywałym konstruktem, intrygującymi bohaterami oraz atmosferą, którą ciężko opisać znanymi słowami. Jej trzeba dać się po prostu pochłonąć.
Podsumowując, mogę na ten moment powiedzieć, że historia Yukiko zaczęła się interesująco, że na pewno sięgnę po kolejne tomy oraz, że niewątpliwie, śledząc wzrostową tendencję talentu pisarskiego autora, będą one lepsze od samego rozpoczęcia tejże historii. Tancerze burzy to przede wszystkim wciągająca, młodzieżowa fantastyka, której konstrukt świata skrywa niezliczone możliwości. Nie mogę się doczekać, by poznać je w najbliższym czasie, podczas lektury drugiej i trzeciej części trylogii. Wam przede wszystkim polecam zapoznać się z Jayem Kristoffem, w którejkolwiek z jego serii. To wspaniały pisarz o niesamowitej wyobraźni, którego książki przewyższają dzieła topowych autorów z gatunku. Przeczytajcie i pokochajcie.
Opinia bierze udział w konkursie