"Szopka" to debiut Papużanki sprzed pięciu lat, debiut niezwykle udany i dojrzały. To ponadsześćdziesięcioletnia historia "typowej", polskiej, "tradycyjnej" rodziny. Ona, młoda wdowa z małym Macusiem, typ wiecznego pokrzykiwacza, pohukiwacza, notorycznie niezadowolona z wszystkiego,na swój sposób "szczęśliwa" z racji swego nieszczęścia, bo może jęczeć, narzekać, obwiniać świat na czym stoi, a przede wszystkim - męża, który nie jest takim, jakim powinien być, chociaż i tak byłby tym złym bez względu na to, jakim by był. On: patologiczny wręcz introwertyk, wyznający tradycyjne wartości, które nie pozwalają mu ręki podnieść ani na żonę, ani na dzieci, a jednocześnie gęby otworzyć nie potrafi, ucieka więc w fotel i telewizor, próbując odciąć się od położnicy, bo to przez nią boi się nawet dzieciom miłości głośno i wprost okazać. Trudno powiedzieć, co przekonało ich do małżeństwa, które od początku dobrze nie wróżyło. I dwójka dzieci. Maciuś to ten maminy: może kraść, kląć, pić, życie sobie zmarnować, a i tak mamusia zrozumie i do piersi przytuli. Wanda ma gorzej: bo to dziecko również "tego nieudacznika", a i z owym nieudacznikiem zdaje się czasem porozumienie ciche nawiązać i rozumieć... I tak ponad pół wieku rodzinnej, uświęconej męki.. Papużanka zachwyca również językiem: zindywidualizowany, dowcipno-gorzki, z ciekawymi, pięknie wkomponowanymi aluzjami nie tylko literackimi, który wywoła uśmiech, chociaż "niewesoły". Wszystko razem przekonuje, że to artystka warta uwagi.