Trzymając tę książkę w ręku czułam jak rośnie we mnie napięcie. Okładka bardzo liryczna, zmysłowa i tajemnicza. Tytuł dosyć intrygujący. W oczy cisnęły się słowa, że to kolejny bestseller autorki. Odwróciłam książkę i wszystkie zdania tam zapisane poraziły mnie a nawet zahipnotyzowały. Czy miłość i wiara we wspólną przyszłość mogą być za słabym fundamentem dla małżeństwa? Czy kocha się tylko raz? Jak rozwiązuje się sercowe wątpliwości, gdy ukochanego przyćmiewa inna postać? Postać, która rozgrzewa kobiece zmysły i daje poczucie wolności w byciu naprawdę sobą. Po takim wstępie zachłannie pożerałam kolejne strony tej książki. Jednak moja rozpalona do czerwoności ciekawość została ostudzona na ładnych kilkadziesiąt stron. Nie wiedziałam czy jest to autobiografia kobiety, która jest półsierotą i za wszelką cenę chce być kimś ważnym w swoich oczach? A może to opowieść o życiu ludzi z bogatych sfer, gdzie wszystko jest piękne, gładkie i doszlifowane jak na obrazku? Chyba, że to zwykły romans? Chcąc wiedzieć wszystko długo tak naprawdę nie widziałam nic. Ale coś w tej powieści było elektryzującego i wciągającego. Jej idea nabierała rozpędu i głębi. Kolejne rozdziały sprawiały, że zaczęłam zastanawiać się nad dylematami głównej bohaterki i szerzej spoglądać na całą historię.
Główna bohaterka Ellen jest spełnioną zawodowo kobietą. Pracę może łączyć ze swoją życiową pasją. Mieszka w mieście, które kocha i, w którym czuje się dobrze. Ma krąg oddanych przyjaciół. Od jakiegoś czasu ma też przyjemność być szczęśliwą mężatką zakochaną w swoim mężu, który również uwielbia ją całą. Ten sielankowy opis zostaje jednak splamiony. Pewnego dnia, zupełnie przypadkowo Ellen spotyka swojego byłego chłopaka. Od tego momentu zaczyna się wątek, który komplikuje labirynt życia. Główna bohaterka rozdarta jest pomiędzy miłością do świeżo poślubionego męża Andyego, a jej dawną miłością do Leo. Andy jest bardzo bogatym prawnikiem, pochodzącym z dobrej, ułożonej, znaczącej w kręgach rodziny w Atlancie. Leo to dziennikarz, szarmancki indywidualista. Andy to plaża. Jest jak słoneczny dzień, turkusowa tafla wody i kieliszek wina. Leo natomiast o trudna wędrówka po górach w zimnej mżawce. Kiedy nie do końca wiesz, gdzie się znajdujesz, jesteś głodny i w dodatku zapada ciemność. Którego z tych mężczyzn ma wybrać Ellen? Własnego męża, z którym tworzy wymarzony, zdrowy, stabilny, spokojny związek? A może swoją pierwszą miłość wciąż tajemniczą i podniecającą? Dylemat Ellen ma dodatkowe tło, na które składa się przyjaźń, więzy rodzinne i walka o siebie samą. Bardzo zaintrygował mnie wątek wpasowywania się w trend bogatej rodziny męża. Z zaciekawieniem obserwowałam główną bohaterkę, która musiała podjąć decyzję własnego życia. Być dobrą synową, pogodną żoną, która rezygnuje z pracy zawodowej i zajmuje się luksusowym domem a w wolnych chwilach spotyka się ze snobistycznymi, bogatymi, próżnymi ludźmi? Czy może jednak zawalczyć o margines, który pozwala swobodnie oddychać i iść z dumnie podniesionym czołem przed siebie bez względu na pochodzenie?
Książka ta jest gatunkowo lekka i kobieca. Dosyć powierzchowna, ale nie zupełnie pozbawiona głębi. Porusza, wywołuje szereg emocji, pozwala na analizę i autopsję. Autorka pokazuje nam jak ważne jest zachować siebie w sobie. Uświadamia, że zawsze mamy wybór. Można usiąść, wtulić głowę w kolana i oddać się czarnej rozpaczy. Można też obrać azymut na własne szczęście i podążać we właściwym kierunku. Jakiego wyboru dokonała Ellen? Kim stała się 100 dni po ślubie? Czy proste jest zawsze dobre? Poczytajcie. Może po tej książce nauczycie się chodzić tak, żeby nie podchodzić za blisko do krawędzi.