Jakiś czas temu postanowiłam, że coraz częściej będę sięgać po książki o tematyce Auschwitz. Kiedy przyszła do mnie propozycja przeczytania powieści Eddyego de Wind, nie wahałam się. Najczęściej sięgam po reportaże, ale powieść autora, to historia jego przeżyć w obozie zagłady. Nie miałam więc obaw, że będę musiała odsiewać fakty od fikcji. Eddy de Wind spisywał swoje przeżycia w dzienniku, podczas pobytu w Auschwitz. Nie chciał niczego pominąć, aby kiedy przeżyje, móc nieść świadectwo całemu światu.
" W stacji końcowej Auschwitz" autor tworzy swoje alter ego o imieniu Hans. Jest 1943 rok, mężczyzna wraz ze swoją żoną Frieder są zmuszeni wsiąść do transportu, kierującego się do Auschwitz. Początkowo traktują to lekko, jak przymusowy pobyt w sanatorium, ale kiedy docierają do stacji Auschwitz, uderza ich okrutna rzeczywistość. Małżeństwo zostaje rozdzielone, Esesmani odbierają im wartościowe rzeczy. Jednak to zaledwie początek koszmaru.
Wyobraźcie sobie, że w jednej chwili musicie porzucić swoje dotychczasowe życie, rodzinę i przyjaciół. Wasze plany i marzenia już nie mają znaczenia. Idziecie w nieznane. Nie wiecie co Was czeka, ale karmieni propagandą macie nadzieję, że będzie dobrze. Nie spodziewacie się, że już na miejscu zostajecie okradzeni z bliskich Wam ludzi, z kosztowności, a nawet z ubrań. Nie macie świadomości, że w nowym miejscu będziecie borykać się z głodem, chorobami zakaźnymi i pracą ponad własne siły. Każdy kolejny dzień, to walka o przetrwanie. Jednak z biegiem czasu coraz trudniej walczyć. Śmierć staje się wybawieniem, a oczekiwanie na nią torturą.
Książka nie jest napisana emocjonalnie, ale należy wziąć pod uwagę, że kiedy autor zapisywał swoje wspomnienia psychicznie był zmęczony i zrezygnowany, pomimo, że nadal miał w sobie okruchy woli walki. Ta książka nie opisuje drastycznych zachowań. Ja osobiście odebrałam ją jak historię o tym, jak ludzie starali się przetrwać w tak trudnym miejscu, gdzie brakowało pożywienia i leków. Jak Auschwitz kształtował ich charaktery i psychikę. Pokazuje również jaka hierarchia obowiązywała w tym miejscu. Najbardziej w oczy rzuciło mi się to, że autor przedstawiał naszych rodaków jako tych najgorszych, pokazując tylko złe zachowania więźniów politycznych. To przykre, że trafiał tylko na złych ludzi, bo w każdym bądź razie nie zamierzam zaprzeczać, że wśród naszych rodaków nie brakowało takich ludzi.
"Stacja końcowa Auschwitz" to przejmująca historia o przetrwaniu, ale również o tym, że w miejscu, w którym działo się niewyobrażalne dla nas zło, nadal istniała nadzieja i dobroć.