- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.było powtórzyć w kolejnych wyjściach. Wyjęliśmy z plecaka namiot. Zaczął się wyścig. Wraz z zachodzącym słońcem robiło się coraz zimniej, a wiatr się wzmagał i obniżał jeszcze temperaturę odczuwalną. W łapawicach, czyli grubych rękawicach z dwoma palcami, trudno się manewruje, ale każde ich ściągnięcie grozi odmrożeniami. O osiemnastej w końcu rozbiliśmy namiot. Zmęczeni opatuliliśmy się śpiworami. Wykonaliśmy kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. Himalaizm nie ma w sobie niczego, co by czyniło nas wyjątkowymi. Niby wymyślamy i testujemy patenty odzieżowe, a one potem się upowszechniają. Jednym z pierwszych zastosowań membrany goreteksowej była produkcja kombinezonów dla astronautów, a teraz wszędzie można kupić goreteksowe buty. Ale to przykład na siłę. Nie uważam, żeby himalaizm miał jakiś głęboki sens. Tak samo nie ma go żeglarstwo czy chodzenie do parku. Życie samo w sobie nie ma głębokiego sensu. Moim wyborem jest himalaizm i zupełnie nie ma we mnie potrzeby przekonywania całego świata, że to bardzo fajne zajęcie. - Artur, droga jest długa, dostaliśmy w kość. Nie wiem, czy jutro uda wam się dojść do jedynki, bo myśmy ostro zasuwali. Może na wszelki wypadek weźcie ze sobą lekki namiot szturmowy i przygotujcie się na biwak? - powiedziałem wieczorem przez radio. Artur prychnął urażony. Jak to mają nie dojść? Przecież trasa jest wytyczona i będzie przedeptana. Noc była spokojna. Rano wróciliśmy do bazy. Śnieg zasypał część naszych śladów, ale pomógł nam GPS. Po jedenastej spotkaliśmy Janusza i Artura, którzy szli w górę z ciężkimi plecakami. Następnego dnia chcieli zrobić rekonesans w kierunku obozu II. Zdobywanie góry w stylu wyprawowym to właśnie taka wahadłowa praca, szczyt zdobywa się po kawałeczku - jeden zespół robi swoje i schodzi, kolejny korzysta z pracy pierwszego i dokłada swoją cegiełkę. Zdobycie w ten sposób ośmiotysięcznika wiąże się zwykle z czterema-sześcioma wyjściami z bazy. Pod górę przybywa zespół wspinaczy, którego celem jest założenie kolejnych obozów, zaopatrzenie ich, zabezpieczenie drogi pomiędzy nimi stałymi linami, tak zwanymi poręczówkami. Oczywiście trwa to odpowiednio długo i wymaga dużej ilości sprzętu, dlatego styl wyprawowy bywa również nazywany oblężniczym lub ciężkim. Trzy godziny po spotkaniu Artura i Janusza byliśmy w bazie. Artur połączył się z nami. Nie mogli znaleźć drogi do obozu I. Na górnym plateau ślady naszych raków to pojawiały się, to gubiły w twardym śniegu. Mieliśmy zbyt mało tyczek, żeby wystarczająco dokładnie oznaczyć całą trasę. O szesnastej dotarło do nich, że robi się poważnie. Dzień się kończył, a obozu nie było widać. Nie mieli nawet pewności, że idą dobrze, bo nie potrafili obsługiwać GPS-a, którego kupiłem tuż przed wyjazdem. To był nowy model i chłopakom zabrakło czasu, by go przetestować. O siedemnastej urządzenie wskazało, że obóz jest blisko. Słońce już zachodziło. Musieli przybliżyć obraz na wyświetlaczu GPS-a, ale nie wiedzieli jak. Ja robiłem to na pamięć, więc bez urządzenia przed sobą trudno było mi udzielić wskazówek. Znalazłem instrukcję i przeczytałem im ją przez radio. Do obozu mieli dwieście metrów, ale GPS nie wskazał drogi w linii prostej. Chodzili w kółko. O wpół do szóstej zrobiło się zupełnie ciemno. Przestali się ruszać, bo próbowali zmusić sprzęt do współpracy. Mokre kurtki z primaloftu, czyli sztucznego puchu, nie grzały. Przyszły pierwsze dreszcze. GPS-a obsługiwali końcówką czekana. Potem gołymi palcami. Zmieniali się co minutę, żeby się nie odmrozić. Wyświetlacz zaparował. Wejście na ośmiotysięcznik w zimie jest jak podróż na inną planetę, ale my nie byliśmy z NASA. Nad przygotowaniem naszej wyprawy nie pracował sztab specjalistów. Byliśmy zwykłymi ludźmi, którzy wszystko musieli zrobić sami - od doboru sprzętu, przez zorganizowanie logistyki wyprawy, na załatwieniu ubezpieczenia i wspinaczce kończąc. Przy takiej liczbie zadań do wykonania trudno być ekspertem od wszystkiego, więc improwizacja okazała się nieunikniona. Sytuacja z GPS-em była tego najlepszym przykładem. Janusz przekonywał Artura, że skoro mają żarcie i trochę gazu, to jakoś wykopią jamę śnieżną i przetrzymają noc. Ale Hajzer nie dawał za wygraną. W końcu, słuchając moich instrukcji, znalazł odpowiednią kombinację przycisków. Obóz był czterdzieści osiem metrów od nich. - Jest, widzę, po prawej! - ucieszył się Janusz. Połączyli się z bazą o Wcześniej musieli rozstawić wyniesiony przez nas namiot, bo w zimie jest taka zasada, że nigdy nie zostawia się go rozbitego. Wiatr porwałby go bardzo szybko. Byłem dobrej myśli. Pokonaliśmy pierwszą przeszkodę i założyliśmy jedynkę. W końcu mieliśmy zacząć piąć się w górę.
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Wydawnictwo: | Agora |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Wymiary: | 225x145 |
Ilość stron: | 416 |
ISBN: | 9788326826443 |
Wprowadzono: | 14.11.2019 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.