Akcja powieści jest wartka, przez co zabrakło mi bogatszych i pełniejszych opisów codziennego życia w osadzie, pod oblężonym miastem, na drakkarach itd. Dużo i szybko się dzieje, czasami za szybko według mnie, gdyż autor skupia się tylko na najważniejszych wydarzeniach i wysyła Gniewomira tam, gdzie mógłby zyskać chwałę, a ta dzięki pieśniarzom i wierszokletom rozchodziła się szerokim echem po dworach. Postać Gniewomira ukazana jest w samych superlatywach: znakomity jarl, waleczny woj, doskonały strateg, dobry gospodarz, kochający mąż i ojciec, dobry chrześcijanin, choć nosił na szyi krzyż i miecz Thora. Na szczęście i on skalał swój prawy charakter, bo był zbyt idealny jak dla mnie.
Ten tom skupia się na wojnach toczących się na północy Europy w latach 1013-1016. To czas walk o wpływy polityczne, podboju ziem, najazdów, mordów politycznych, zakulisowych rozgrywek. Pływałam drakkarami po morzach, brałam udział w bitwie o Anglię, w oblężeniu Londynu, zawitałam do siedziby króla Norwegii i ruszyłam do Kalewali. Autor to historyk, który swoją powieść mocno osadził w średniowieczu. Wydarzenia, miejsca, postaci historyczne (Bolesław Chrobry, Mieszko i Bezprym, Sygryda, Swen Widłobrody, Knut, Olaf Haraldsson, Etherled II) w naturalny sposób splótł z fikcyjnymi bohaterami i wydarzeniami, a całość przyozdobił kolorową krajką utkaną z wieszczb Gunrund, wierzeń i zwyczajów Wikingów, fińskich pieśni, legend i wiary w Boga. Czasami miałam problem z odróżnieniem prawdy historycznej od fikcji, lecz autor w nocie historycznej krok po kroku oddzielił je. Przytoczył też dzieła historyczne i opracowania naukowe, z których czerpał wiedzę.
Powieść Służba Gniewomira zabiera czytelnika w czasy średniowiecza, ukazując jej niewielką część, skupiając się na postaci jarla zrodzonego na Północy, wasala księcia Bolesława. Wplątuje czytelnika w wojny i osobiste porachunki, ukazuje ludzi Północy i ich pogańskie wierzenia, przedstawia europejskich władców i kreśli ich charaktery, zaprasza do Gniewogradu nie tylko na naukę fechtunku.