Owa książeczka to zbiorek opowiadań. Opowiadań przedziwnych, na wskroś oryginalnych, wręcz niespotykanych. Od pierwszej chwili czytelnik przenosi się w krainę Schulza, cudaczny świat, który przypomina kalejdoskop – jest barwny i ruchomy, stale poszerzający granice swojego istnienia. Polska na przełomie XIX i XX wieku – przez współczesnych Schulzowi – czas ciężki, przed i tuż po odzyskaniu niepodległości, pełen wojen, biedy i głodu, u autora „Sklepów Cynamonowych” wygląda całkiem odmiennie… ulica Krokodyla, której plan trzymał w szufladzie biurka ojciec, urządzanie na strychu ptasich wesel czy siedzące po kątach wielkie karakony są jak perpetuum mobile, które na chwile przeniesie nas na drohobyckie ulice.
Na uwagę zasługuje i specyficzny „schulzowski „ język – gęsty od zmysłowych określeń, dynamiczny, naszpikowany mnóstwem metafor, straszliwie zawiły i jednocześnie wyszukany, ze smaczkiem.
Całość rozmiarów pokaźnych nie jest, a zachwyca. Diabeł tkwi w szczegółach, w zwiędłych lampach i żarłocznych spódnicach czy krzyczącym ściernisku. Zdaje się, Schulz, wiedział co pisze, i jak pisze.
Polecam, polecam, polecam!