Zaczęłam czytanie nowej serii od jej preguela? i to był zły początek.
Dość obszerny preguel zaczyna się od przedstawienia dwójki głównych bohaterów i ich otoczenia itp. Barl denerwowała mnie od pierwszej strony książki. Zachowywała się jak współczesny rozpieszczony bachor, który położy się na środku sklepu i będzie wrzeszczał i płakał dopóki nie dostanie zabawki, którą przed chwilą upatrzył. Wszyscy uważali ją za utalentowaną szczęściarę, ale jej zawsze było mało. Chciałaby wszystko dostać już, teraz, natychmiast. Na całe szczęście jest jeszcze Morgan. Gdyby nie on prawdopodobnie porzuciłabym tą książkę po kilku rozdziałach. Mężczyzna, co prawda również jest ambitny jednak rozumie, albo stara się zrozumieć innych ludzi i ich racje. Nie jest aż tak egoistyczny jak Barl, a autorka stworzyła z niego ciekawą, mroczną, ale i smutną postać. Jesteśmy świadkami jego przemiany - to jest jedyny atut tej książki.
Oprócz tej dwójki są jeszcze inni bohaterowie, którzy jednak nie odgrywają jakiejś znaczącej roli w książce. Po prostu są. Tworzą tło, a szkoda, bo chociażby taki Remmie czy Venette byliby ciekawymi postaciami.
Problem książki polega głównie na tym, że codzienne rozmówki, praca, rodzina i kłótnie ciągną się bez końca, spychając akcje na dalszy plan. A w momencie, gdy zaczęło się coś dziać i pełna nadziei myślałam, że moja ciekawość zostanie zaspokojona autorka nagle zaczyna streszczać wydarzenia do minimum. Tak jakby to, co bohaterowie będą gotować na obiad było ważniejsze od pościgu sąsiadów za magami. Zakończenie również nie jest satysfakcjonujące i trochę niechlujne.
Szczerze powiedziawszy preguel niespecjalnie zachęcił mnie do czytania tej serii, więc nie wiem czy będę ją kontynuowała. To po prostu było złe zapoznanie z autorką.
Opinia bierze udział w konkursie