Książka niepowtarzalna, wnikliwa, dotykająca strun duszy, serca i umysłu. Głębiej, boleśniej, smutniej chyba już nie można napisać o internetowej miłości. A do tego szczypta determinacji w osiąganiu celu i bezsilność wobec wyborów ostatecznych. Wsiąkając w kolejne zdania tej powieści odnosi się wrażenie, że ktoś penetruje naszą tęsknotę za spełnioną miłością. Ktoś w sposób zwyczajny, prosty, oczywisty odziera nas z sylwetki współczesnej jednostki i uzewnętrznia naszą słabość, poczucie samotności i żarliwą potrzebę kochania.
Historia zdaje się być miliardowa, pospolita, tuzinkowa. Dwoje ludzi spotyka się w wirtualnym świecie. Ich codzienność kurczy się do wystukiwanej na klawiaturze literki. Każde z nich ma swój bagaż życiowy i uczuciowy. Każde z nich jest nieszczęśliwe i wypełnione po brzegi samotnością. Każde z nich zapomniało o barwach świata. Gdy łączy ich Internet, a dzieli realna przestrzeń tworzą most, po którym spacerują przy pomocy listów. Początkowo ostrożnie, ale jednak bezpośrednio i wprost. Potem już odważniej i bardziej zmysłowo. Aż w końcu eksplodują tym co się w nich rodzi i czego każdy czytelnik im zazdrości. Świat zamknął się w małym komputerowym ekraniku. I nie byłoby w tej powieści niczego nadzwyczajnego. Prosta fascynacja znajomością internetową. Taki upust ukrytych emocji, które nie muszą się ścierać z codziennymi obowiązkami. Jednak talent autora sprawia, że ta historia przenika czytelnika do szpiku kości, do najmniejszej cząsteczki, która ma zdolność odczuwania. Gdy już człowiek szczytuje szczęściem i euforią i zatraca się w pięknym uczuciu, które łączy bohaterów Janusz Wiśniewski wprowadza niepokój i ból, który zżera czytelnika od środka. Upadamy na kolana, wbijamy pazury w zimną ścianę i zaciskamy zęby na wargach i cierpimy za miliony, za własne utracone marzenia i niewyrażone głośno pragnienia. I gdy już tak trudno złapać oddech, a łzy nie chcą przestać płynąć pojawia się nadzieja i siła, która pozwala wzlecieć ku górze, by zawalczyć raz jeszcze o siebie, o serce, o miłość. Opowieść o miłości jest wzbogacona historiami, wątkami, wspomnieniami, które poruszają wrażliwość, empatię i wyobraźnię. To one rozdzierały moje wnętrze i wydobywały ze mnie niemy krzyk. Ich dramaturgia wciąż tkwi w moim umyśle.
Samotność w sieci czytałam dwa razy. Najpierw jako nastolatka. Wtedy ta literatura ociekała moimi młodzieńczymi łzami, pragnieniem i pożądaniem. To była dla mnie współczesna bajka o królewiczu na białym koniu, który spotkał swoją księżniczkę i mieli żyć długo i szczęśliwie. Zastanawiałam się, czy taką miłością można żyć. Pamiętam jak zakończenie książki wbiło moją nadzieję w ziemię i odarło mnie z infantylnych złudzeń. Po raz drugi czytałam tę powieść już jako żona z kilkunastoletnim stażem małżeńskim i jako matka kilkuletnich dzieci. Tym razem niektóre fragmenty trąciły banałem, chwilą o konstrukcji bańki mydlanej. Zwyczajny romans nad którym zwycięża rzeczywistość. Zakończenie jednak nadal mnie przytłacza.
Ktoś napisał, że tego typu książki pojawiają się raz na kilka lat. Zgadzam się. Nie każdy potrafi rozebrać ludzkie emocje w taki sposób jak Janusz Wiśniewski. Nie każdy potrafi opisać tragedię, tak by czytelnik się z nią utożsamił. Autorowi dziękuję, że przez kilkaset stron mogłam kochać, tęsknić, oburzać się, wzruszać i bać. Dziękuję za szybciej bijące serce, za otwartą gębę, za wydobycie ze mnie pestki jaką jest miłość.
Książkę oczywiście polecam.
Opinia bierze udział w konkursie