„Rymy życia i śmierci” to nic innego jak 24 godziny prozy szarego ludzkiego życia. Cóż z tego, że bohaterem jest znany pisarz. Czy i on nie może mieć wątpliwości i bojaźni zwykłego człowieka? Czy i on nie może mieć słabości i kilku godzin braku wiary w sens niektórych wydarzeń? Amos Oz nie zastanawia się nad tym, lecz dobitnie to przedstawia – bo to jest oczywiste. Ale nie te problemy są sensem „Rymów życia i śmierci”, są one jedynie tłem dla głębszej analizy, której podejmuje się pisarz. Książka ta to przede wszystkim wyczerpujące studium artysty i procesu twórczego. Skąd się biorą w głowie pisarza bohaterowie? Jak powstają mniej lub bardziej znaczące wydarzenia? W jaki sposób kształtuje się cała fabuła? Wbrew pozorom to nie poradnik, czy książka psychologiczna, to literatura piękna, która w sposób prosty i dobitny odpowie na zadane pytania pokazując procesy, które zachodzą w głowie twórcy. Bo nawet jeśli inspiracją jest dla niego otaczająca go rzeczywistość, to jednak mimo wszystko – całość, od początku do końca, niesutannie powstaje w jego głowie. Od odbioru rzeczywistości począwszy, od sposobu postrzegania, widzenia, rozumienia, aż po przeobrażenia zewnętrznych sytuacji w wewnętrznych wielkich i małych bohaterów, w wielkie i małe zdarzenia budujące książkową rzeczywistość. Ciekawe tylko, skąd sam Amos Oz czerpał inspirację dla tak skonstruowanej książki. Czyżby pisał o samym sobie? Czy jedynie opierał się na codzienności, która otuliła go swym szarym szalem?
„Rymy życia i śmierci” polecam szczególnie tym, którzy cenią sobie piękno słów, estetykę opisów, metafory, a przede wszystkim... wiedzę na temat intrygującego umysłu pisarza. A może w ten sposób poznamy samych siebie? Pierwowzory literackich postaci...
Opinia bierze udział w konkursie