"Rozmowy przy wycinaniu lasu" są pozycją wyjątkową, niezwykle wyjątkową, do tego stopnia, że postanowiłam ją zrecenzować. Z dawien dawna już słyszałam o Tymie, nazwisko jego nie raz obiło mi się o uszy - jednak nie miałam okazji poznać go bliżej. Do czasu. Niedawno trafił w moje ręce niecodzienny zestaw - film i książka o zgoła intrygującym tytule. Niewiele myśląc, film włączyłam, przybrałam wygodną pozycję i jęłam się przysłuchiwać drwalskim pogawędkom. Miód na serce, kat zmarszczek śmiechowych. Poduszeczki absurdu otulały moje uszy tak szczelnie, że żadne głosy z zewnątrz nie miały szansy dotrzeć do mnie. Takiego stężenia absurdu, leśnej groteski i czarnego, iście żywicznego humoru, skumulowanego w jednym miejscu, już dawno nie spotkałam. Nie zdarzyło mi się jeszcze, ażeby widok kilku mężczyzn i kilku drzew zaledwie wciągnął mnie, zaintrygował do tego stopnia, że o świecie Bożym zapomniałam. Ba, nie tylko zapomniałam, wierzyć zaczęłam naiwnie, że leśny świat jest i moją rzeczywistością, drwalskie problemy - moimi problemami. Na sercu leżały mi kwestie kosztów pozbywania się szkodników, problem dziwacznej siekiery i braku zwłok pod drzewem. Nie ukrywajmy. Film, a właściwie precyzyjniej, spektakl teatralny Telewizji Polskiej, zawładnął mną całkowicie. Urzekł, urok rzucił Tym-czarodziej! Magiczna opowieść wciąga, wzrusza do łez, powiedziałabym, że wręcz steruje widzem/czytelnikiem. Szarlatan Tym wciąga nas w swoją grę, nie pozwala na chwilę wytchnienia. Od owych "Rozmów..." nie sposób się oderwać, choćby najpilniejsza robota czekała na nas, postękując. Co więcej! Widz nie smuci się, gdy leśny spektakl dobiega końca i naturalnym odruchem były by łzy obfite, jakie zawsze ronimy, gdy kończy się coś niezwykle przyjemnego. O nie! Przed widzem wszak jeszcze Tym w wersji pisanej i kolejne plastry leśnej rozpusty, otulające serca, zgłodniałe dobrej literatury. Ów zestaw, którego nie zawaham się określić mianem szalonego, polecam każdemu. Śmiech to zdrowie, a zdrowia nigdy za dużo.