"Romans po brytyjsku" to kolejna odsłona twórczości mojego ulubionego duetu pisarskiego, choć tym razem nie aż tak spektakularna jakbym tego oczekiwała. Niemniej jednak bawi, uczy i sprawia wiele przyjemności.
Bridget to dorosła kobieta, która samotnie wychowuje syna, ciężko pracuje w szpitalu i stara się być dla dziecka całą rodziną. Splot ciekawych wydarzeń przywiódł ją na oddział szpitalny tym razem nie służbowo. Z wbitym w pośladek haczykiem wędkarskim trafia w ręce przystojnego lekarza Simona. Na tym ich historia się nie kończy, bo jak to w życiu bywa, przeznaczenie jest silniejsze niż nasze emocje i to czego sami chcemy. Autorki po raz kolejny udowadniają nam, że na miłość zawsze jest czas. Niezależnie od tego w jakiej sytuacji się aktualnie znajdujemy i czy rzeczywiście sami jej pragniemy. Sytuacja Bridget i Simona była skomplikowana już od samego początku. Potężne emocje, które oboje w sobie wywoływali nie miały prawa bytu, mimo to serce wygra z rozumem. Ona wdowa z dzieckiem i problemami, on młody, lekarz rezydent, który tymczasowo mieszka w Anglii. W jej oczach i daleko idących planach to związek bez perspektyw. Vi Keeland i Penelope Ward postarały się o to, abyśmy nie czuli znużenia, byli od początku do końca w ciągłym wirze emocji i zdarzeń, co powoduje, że strony ubywają w mgnieniu oka. Dotykają również ważnych, życiowych i bardzo prawdziwych tematów, splatają całkowicie różnych sobie bohaterów i pokazują nam, że jeśli tylko otworzymy się na miłość, z całą pewnością ona nas znajdzie. Nie brakuje w niej, znanego mi już z innych powieści, poczucia humoru, które rozbawi Was do łez. Niesamowite jest to, że wszystkie ich książki sprawiają mi taką radość, a pikantne momenty dodatkowo wzbogacają i uwiarygodniają całe tło tej powieści. Myślę, że ten tytuł Wam również przypadnie do gustu, pełne miłości, niepewności losy dwóch osób, które pomimo że pochodzą z dwóch innych światów znajdują wspólny język i potrafią stworzyć cudowny związek. Kolejna odsłona twórczości moich dwóch ulubionych autorek zdała egzamin. Ich powieści są cudowne, nawet kiedy czujemy lekkie niedopracowanie lub coś zgrzyta, potrafią wyładować napięcie w taki sposób, że szybko się o tym zapomina. Piszę o tym już któryś raz z kolei, ale muszę to powtórzyć. Książki Vi Keeland i Penelope Ward czytam w ciemno, nie muszę znać opisu by wiedzieć, że lektura wciągnie mnie do ostatniej strony. Ich książki to nie tylko zwyczajny romans, ale starają się pogłębić i naszą relację z bohaterami jednocześnie dbając o to, aby tło powieści było realistyczne oraz aby fabuła dotykała ważnych tematów i miała istotne przesłanie dla czytelnika, a nie tylko puste wersy o miłości.
Jeśli macie ochotę na poruszającą serce historię, która skrywa w sobie wiele rzeczy, to "Romans po brytyjsku" będzie tytułem idealnym. To lektura idealna na wieczorny, letni czas.
Opinia bierze udział w konkursie