Plagiat? Potrzeba pisania tego samego, w kółko? Długo zastanawiałem się, dlaczego takie książki pojawiają się na rynku. Przecież o tym samym (i to samo) pisali już amerykańscy znawcy PR 30-40 lat temu. Zastanawianie się nad społecznym wymiarem public relations przypomina dyskusję o zawartości cukru w cukrze. Teraz, w XXI w., podobne wynurzenia brzmią jak odkrywanie prochu, niestety. I za coś takiego trzeba zapłacić ponad 40 zł (tu ukłony w stronę gandalf.com za systematyczne obniżki tego typu twórczości)! Stanowczo odradzam gromadzenie takiej literatury. Tym bardziej, że autorzy (a zwłaszcza grupa redakcyjna), jacy zgromadzili się w tej publikacji, nie są nazwiskami z pierwszego szeregu nawet tego prowincjonalnego, polskiego PR. Jedyne, co o nich wiadomo, to wyraźne, PRL-owskie CV - co przejawia się w specyficznym, drewnianym języku, jakim pisane jest to dzieło (np. "O synergię PR i marketingu" czy "Społeczna rola organizacji jako kreatora kultury" - tego nie da się dziś czytać!!!). Trzy podrozdziały poświęcone związkom PR i marketingu - w sensie redakcyjnym to absurd. Itd., itp... Słowem - nie sięgajcie po tę pozycję! Jako opał za droga, jako źródło "naukowe" - zbyt zabawna.