,,Siostra Szeherezady”, dobry przydomek oddający literackie zacięcie autorki. Blixen lubi i potrafi wciągająco ,,snuć opowieść”, to się po prostu czuje. ,,Pożegnanie” czyta się jak wyznanie starego i doświadczonego gawędziarza, który potrafi połączyć wiedzę, wrażliwość i doprawić to nieustającym zachwytem nad otaczającym go światem. Ponadto, jest to gawędziarz znakomicie wykształcony i lubujący się w literackich porównaniach. Blixen potrafi ,,stworzyć bohatera”, ukazać go w odpowiednim świetle i wprowadzić ,,na scenę” tak, żeby opisywana postać w pełni zajęła uwagę czytelnika. I nie chodzi tu o pierwszoplanowe postaci (takich zresztą nie ma…). Każda z opisywanych osób zasługuje na miano bohatera swojej własnej historii, czy jest to niesforny służący, zapracowana sąsiadka czy też zaprzyjaźniony myśliwy (podjęty w ekranizacji wątek romansu, tutaj na szczęście schodzi na drugi plan). Ba, pełnoprawnymi bohaterami są też ukochane przez autorkę zwierzęta (psy, lwy, oswojona antylopa), przedmioty i sama przyroda.
Afryka Blixen hipnotyzuje kolorami, zapachami, jest porażająco piękna i niebezpieczna. Aby ją zrozumieć, trzeba przyjąć stoicką filozofię mieszkańców, wierzących, że są zdani na łaskę kapryśnego bóstwa, które dowolnie – może obdarzyć ich dobrobytem lub zesłać żywiołową klęskę. Nieurodzaj i susza wygnały też autorkę z ukochanej farmy. Dzięki jej wspomnieniom można prawie że namacalnie doświadczyć klimatu kolonialnego życia u podnóża gór Ngong. Krótko: przeczytajcie koniecznie. Moja ocena 10/10.