Karol Bunsch jest lepszym nauczycielem historii niż którykolwiek z niedouczonych i leniwych, którzy uczyli mnie w podstawówce i liceum. Forma przekazu w nowych podręcznikach do historii upodabnia się do newsów w wiadomościach: skoncentrowana, łatwo przyswajalna informacja, którą można szybko zapamiętać, i która z taką samą łatwością zwalnia miejsce na twardym dysku pamięci. Idealna sekwencja potrójnego Z-et (Zakuć-zapić- Zdać- Zapomnieć). Zaś uczestnik wydarzenia pokazywanego w wiadomościach nie odnajdzie w migawce całej historii, którą mógłby powiedzieć, całej wielości uczuć, które przeżywał. W newsie znajdzie tylko odsączone COŚ. Nawet nie esencję. COŚ w rodzaju spłaszczonego obrazu, w dodatku ze źle dobranymi, nienasyconymi kolorami (wyobraźcie sobie złą, „płaską” fotkę z wyprawy w Tatry). Zdjęcie ze ślubu nie spowoduje, że będziemy czuć się TAK SAMO jak stojąc przed ołtarzem - tym bardziej przygotowany przez dziennikarza (kogoś obcego), flesh, nie odtworzy PRAWDY, może być tylko bezmięsną Re-Konstukcją. Cykl Powieści Piastowskich jest historią początków państwowości Polski opowiedzianą z perspektywy naocznych świadków i uczestników zdarzeń. Historia opowiedziana nie w-sposób-historyka, nie „z zewnątrz”, dobrze spełnia edukacyjny charakter, ponieważ czytelnik staje się Uczestnikiem wydarzeń, a ten nie przejdzie szybko i bezwiednie do trzeciego „Z”. Bywa że musi się bardzo nastarać żeby Z-apomnieć . Autor uświadamia jak często niewiele dzieliło Polskę od teraźniejszego być albo nie być. Często utrzymanie jedności państwowej zależało właśnie od osoby króla/księcia, który potrafił uzależnić od siebie albo zjednać sobie możnych. Przekazywanie władzy młodszemu pokoleniu odbywało się zawsze z prawdziwą czy wyimaginowaną krzywdą pozostałych pretendentów do tronu, czemu towarzyszyło kilkuletnie zawirowanie, chaos i obecność obcych wojsk. Taki cykl powtarzający się w każdym pokoleniu można traktować jako swoistą selekcję pretendentów. Odwrotny sposób postępowania, którym postanowił rozwiązać spory Krzywousty prowadzący w młodości bratobójczą walkę ze Zbigniewem, zaowocował takimi samymi skutkami znów obce wojska, osłabienie władzy, chaos i bratobójstwo. O okresie rozbicia dzielnicowego opowiada „Droga powrotna” (XII z cyklu, ale swobodnie można czytać niezależnie). W warstwie fabularnej mamy ciekawy wątek szorstkiej, męskiej przyjaźni, historię miłosną nieco w Sienkiewiczowkim stylu (tzn. ona i on bardzo chcą, ale ze względu na ciągle powstające przeciwności losu oraz obowiązki wobec ojczyzny ciągle nie mogą…). Zarysowany zostaje także społeczna kwestia indywidualnej odpowiedzialności wobec wspólnoty (w znaczeniu narodu) – ciekawie, ale w nieco nachalnej, belferskiej (przez co fałszywie brzmiącej) formie. Na koniec formuła prawnicza (nie wiem, czy autentyczna), zamieszczona w książce: „unus cum una non rogare Pater noster putantur” (nie domniemywa się, aby jeden z jedną odmawiali „Ojcze nasz”) ;-)