Jest jesień 1890 roku. Na zaproszenie swego przełożonego, właściciela dobrze prosperującego domu bankowego, młody buchalter Mateusz Garstka porzuca obskurne lokum na poddaszu jednej z krakowskich kamienic i wprowadza się do starej, malowniczej willi, usytuowanej na obrzeżach miasta. Szybko jednak orientuje się, że propozycja nie była całkowicie bezinteresowna, a zabytkowy budynek kryje w sobie niejedną przerażającą tajemnicę.
Joanna Pypłacz pisze w bardzo charakterystyczny sposób, charakterystyczny dla niej samej oraz dla epoki, w której umieściła akcję powieści. ?Podziemia? to bale ? najlepsze i najwystawniejsze przyjęcia, kryształowe kieliszki, piękne suknie, a często za wytwornym uśmiechem dwulicowość, skrywana niechęć, bo dla pewnych ?spraw? warto, a może po prostu trzeba się poświęcić. Każdy z bohaterów Joanny Pypłacz ma dwie natury, która jest prawdziwa, która jest ta dobra, a która zła? Nie jest to tak oczywiste, może wiele zależy od okoliczności?
?Podziemia? zawierają elementy fantastyczne, nie rodem z horroru, ale takie, które wywołają gęsią skórkę, dreszcz grozy. Czasem, żeby wywołać pożądany efekt nie potrzeba zbyt wielu słów, a delikatnego podmuchu wiatru, poświaty, sylwetki płynącej wraz z mrokiem i... kota :) Nie od dziś wiadomo, że czarne koty mają w sobie jakiś pierwiastek magii, a Hekate, czyli kotka pani Topolskiej jest zwierzęciem niezwykłym.
Akcja ?Podziemi? jest niespieszna, tak żebyśmy mogli poczuć ten specyficzny klimat, w którym od pewnego momentu toniemy, zaczyna nas otaczać i wsiąkamy w powieść. Nie jest to książka dla każdego, właśnie ze względu na specyfikę belle époque, ale warto po nią sięgnąć, ponieważ pod otoczką blichtru skrywają się ludzkie demony. Jakie ukrywają się w willi Topolskich? Zejdźcie do podziemi i sami się przekonajcie, ale konieczne zabierzcie ze sobą lampę naftową...