Zakopane to dla niektórych idealny zakątek na Ziemi, w którym mogą spędzić piękne chwile. Wczasowicze widzą w tym miejscu same pozytywne cechy, są zachwyceni otaczającą ich naturą, kulturą, kuchnią, czy też ?gościnnością? górali. No właśnie, o tym, jak to jest naprawdę z tymi góralami i ich gościnnością, postanowił napisać Mariusz Koperski, który w swojej książce ukazuje mało sielankowy charakter Zakopanego.
Wigilijny wieczór, Zakopane. Amerykański pick-up wjeżdża z impetem w niewielki, góralski dom stojący na ostrym zakręcie drogi, kierowca ginie na miejscu. Jednak szybko okazuje się, że było to morderstwo, a nie nieszczęśliwy wypadek. Albert Cyrwus to jeden z zamożniejszych mieszkańców Zakopanego oraz brat burmistrza Leonarda Cyrwusa.
Mariusz Koperski urodził się w Piotrkowie Trybunalskim, a od dwudziestu pięciu lat mieszka i pracuje w Zakopanem i Kościelisku. Korzystając z tego, że żyje w miejscu, w którym toczy się akcja powieści, doskonale zna otoczenie oraz tło społeczne. Dlatego w swojej książce mówi bez ogródek o chciwości górali oraz ich złym nastawieniu do przyjezdnych, którzy postanowili się tam osiedlić. Autor stworzył obrazy Zakopanego, który ukazuje, że nie jest to tak piękne i sielskie miejsce, jak niektórym się wydaje. Pokazuje bowiem minusy, których urlopowicze nie dostrzegają. Ukazał prawdziwy klimat tego miasta i przyznam, że tego się nie spodziewałam.
Bohaterowie to galeria barwnych i zarazem indywidualnych postaci, których portrety psychologiczne wydają się bardzo prawdziwe. Niechęć rodowitych górali do ludzi przyjezdnych z innych okolic Polski, którzy postanowili się osiedlić w Zakopanem, bije z każdej karty powieści. W książce dominuje postać komisarza Karpiela, który w Zakopanem jest tylko przejazdem, lecz razu potrafił przyciągnąć niemałe kłopoty. Staje się bowiem pierwszym podejrzanym o morderstwo Cyrwusa.
Koperski ma przyjemny i lekki styl oraz w umiejętny sposób stopniuje napięcie, dzięki czemu lektura przebiega szybko i przyjemnie. Fabuła zaintrygowała mnie od pierwszych stron i absorbowała do samego końca. W dokładny sposób opisał otoczenie, przez co czytelnik bardzo szybko przenosi się w wykreowany świat i dosłownie czuje się, jakby za oknem był środek zimy, szalejąca zamieć i śnieg po pas.
Po własnych śladach to dobry kryminał z zawiłą fabułą i zagmatwaną intrygą. Wszystkie elementy układają się w pewien wzór i tworzą jedną całość, ale dopiero pod koniec książki. Do końca nie wiedziałam, jak doszło do morderstwa i, kto jest jego sprawcą. Zaskoczenie gwarantowane. Polecam.
Opinia bierze udział w konkursie