„Okazuje się, że można być szczęśliwym jeśli tylko trochę pomoże się losowi… albo los pomoże nam” – tak brzmią ostatnie słowa książki „Pensjonat Sosnówka”. I rzeczywiście, można bez wahania powiedzieć, że jest to powieść o szczęściu. Sielankowy obraz, jaki kreśli przed nami autorka, napawa czytelnika spokojem i miłością. A nawet tęsknotą za przysłowiowym „rajem na ziemi”.
Dla jednych taka utopijna wizja życia jest tym, czego oczekują od książki – chcą uwierzyć, że są na świecie ludzie, których los przypomina perypetie bohaterów Sosnówki. Dla innych historia ta jest za słodka, brakuje w niej dziegciu. Wszystko sprowadza się do znanego, baśniowego zakończenia „i żyli długo i szczęśliwe”.
Powieść czyta się szybko i niezauważenie wertuje się strona po stronie, kończąc kolejny rozdział. Główną bohaterką pozostaje Anna Towiańska. Jednak o ile w pierwszej części przeszłość przeplatała się z teraźniejszością, o tyle w drugiej jest tylko teraźniejszość związana z pensjonatem, jego gośćmi i przyjaciółmi z Towian. Anna wiąże się z Jackiem (trochę mi szkoda Grzegorza), z którym buduje prawdziwą rodzinę dla Florka, którego psychika po niespodziewanym powrocie biologicznej matki – Wioli_ jest mocno nadszarpnięta. Nietypowe okoliczności decyzji o ślubie przyspieszają jego termin, dzięki czemu ma miejsce podwójna uroczystość. Podwójna, albowiem na ślubnym kobiercu staną Dyzio i Irenka, którzy udowodnią, że na miłość i szczęście nie jest nigdy za późno. Irenka, która przez lata żyła z mężem alkoholikiem, owdowiała i odnalazła radość życia u boku Dyzia. Dyzio, który spełnia się jako artysta, do którego nieoczekiwanie odzywa się żona, aby ten przyznał jej alimenty, dzięki pomocy mecenasa i Anny spogląda na Irenkę coraz cieplejszym okiem. Bajkowa historia starszych ludzi, których los nie oszczędzał.
Oprócz przygód głównych postaci są jeszcze wątki poboczne, których bohaterami są goście Pensjonatu. Zapaleni wędkarze i ich żony. Bartek, który z wzajemnością zakoc[...]e się w Marzenie. Marcelina, która w Sosnówce odnajduje spokój. Dziadkowie, którzy sprzedają swoją działkę za miastem, aby wesprzeć wnuczkę i którzy doceniają piękno dworku Anny.
No i najważniejsze. Psy i koty czyli kupa roboty. Szyszka się oszczeniła, a przybłąkana kotka okociła. Jednak jak to w idylli bywa każdy czworonóg znajdzie dom i będzie najszczęśliwszym ulubieńcem człowieka.
Od tej słodkości aż mdli. Bo owszem, kto z nas nie lubi ptasiego mleczka? Ale co wtedy, kiedy jedynym naszym daniem jest ptasie mleczko? Takie mam odczucia wobec II tomu przygód Anny Towiańskiej. Owszem, dobrze się czyta, że innym się układa i że jest to możliwe, ale żeby tak zupełnie bez żadnych przeszkód? Wszystko idzie jak z płatka. Książka sielankowa, ale chyba trochę odrealniona.