Grzędowicz dobijał się do większego rynku czytelniczego od jakiegoś czasu i wydaje się, że wreszcie na niego zasłużył. Seria "Lodowego Ogrodu" zasługuje na dobrą ocenę, choć to książka czerpiąca pełnymi garściami z wysłużonych już tematów, sklejając je w wartkie, przeplatane znanymi i łatwo rozpoznawalnymi obrazkami (kto czytał "Stare jest piękne", wie o co chodzi). I chociaż trzeba przymykać oczy na "cwane" zagrania autora, pomijając nielogiczne potknięcia w opisie obcego świata (wilk, choć nie wilk, to jednak wilk, ale krowa czy może owca to już kowca), główny bohater to taki sztuczny cwaniak-komandos (ale wyrafinowany znawca sztuki, medycyny i ludzkiej natury, co nie przeszkadza mu opisywać szczegółów krajobrazu jako części damskiego ciała), czasem ilość porównań na jednej stronie przyprawia o ból w oczach, a pobieżne potraktowanie czegoś w jednym miejscu owocuje zasypem detali uzbrojenia w miejscu drugim (kowce i półtonowe wilki, ale zbroja jest lamelkowana, hełm ma nosal itd., gdzie tu logika?). Takich rzeczy jest znacznie więcej, zwłaszcza, że książka jest miejscami sztucznie rozciągana. Ale i tak czyta się to płynnie i wciąga. I co z tego, że do jednego worka wrzucono elementy kilku kultur i czasami pasują do siebie jak kapsta z miodem? W pociągu przeczytałem całość, potem pytałem sąsiadów, jaka to stacja. Na długą podróż świetna rzecz.