"Ostatnia bitwa templariusza" jest jedną z najlepszych książek, jakie czytałam - a na pewno najlepszą z przygodowych książek Artura Pereza-Reverte (przy czym zastrzegam, że nie czytałam jego serii o kapitanie Alatriste).
Perez-Reverte jest jednym z najczęściej tłumaczonych na języki obce pisarzy hiszpańskich. W Polsce wydano kilkanaście jego książek i jest u nas znany głównie jako autor powieści. Jedną z nich - "Klub Dumas" - przeniósł na ekran w 1999 roku Roman Polański (film nosi tytuł "Dziewiąte wrota"). Perez-Reverte był przez 21 lat reporterem wojennym na kilkunastu frontach (m.in. Liban, Sudan, Jugosławia), pracował dla prasy i telewizji hiszpańskiej TVE. Od 1991 roku pisze felietony w popularnym tygodniku "El Semanal" (ich zbiór ukazał się również po polsku). W 2003 roku został członkiem Hiszpańskiej Akademii Królewskiej.
"Ostatnia bitwa templariusza", której historia rozgrywa się współcześnie w Sewilli, to książka, którą trudno jednoznacznie zaklasyfikować. Jest w niej i humor, i tajemnica, hiszpańska stara arystokracja i Watykan, zagadkowa śmierć i piękny opis miasta założonego ponad dwa tysiące lat temu. I wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z Templariuszami - z wyjątkiem nieprzejednanej postawy niektórych bohaterów. Cała historia zaczyna się od maila, który zostaje wysłany przez hackera z Sewilli bezpośrednio na osobistą pocztę papieża. Zagadkowy tekst wspomina o XVII-wiecznym kościele, który zabija aby się bronić (przy czym książka nie jest ani horrorem, ani fantastyką). Z Watykanu zostaje oddelegowany do zbadania tej sprawy i odnalezienia nadawcy 'żołnierz Kościoła' Lorenzo Quart. Nasuwają mi się skojarzenia z 'Kodem Leonarda da Vinci" ("Bitwa" jest o niebo lepsza) i z filmem "Stygmaty" (Stigmata 1999) - ten sam typ bohatera i jeden z wątków historii. Czytałam tę książkę w oryginale i po polsku i muszę stwierdzić, że miała wyjątkowe szczęście do tłumacza ( Joanna Karasek).
Książka otrzymała w 1997 roku nagrodę imienia Jeana Monneta w kategorii Literatura Europejska.