Książkowe bestsellery z tych samych kategorii

Opowieści z meekhańskiego pogranicza

Północ - Południe

książka

Wydawnictwo Powergraph
Oprawa miękka
  • Dostępność niedostępny

Opis produktu:

Topór i skała - oto skarby Północy. Wiedzą o tym nieustraszeni żołnierze Szóstej Kompanii, górskiego oddziału strzegącego północnych granic Imperium Meekhańskiego . A jeśli istnieją starcia nie do wygrania? Jedyne, na co może wtedy liczyć Górska Straż to honor górali.
Miecz i żar - tylko tyle pozostało zamaskowanemu wojownikowi z pustynnego Południa. Kiedyś, zgodnie ze zwyczajem, zasłaniał twarz, by nikt nie wykradł mu duszy. Dziś nie ma już duszy, którą mógłby chronić. Czy z bogami można walczyć za pomocą mieczy? Tak, jeśli jesteś Issarem i nie masz nic do stracenia.
Opowieści z Meekhańskiego pogranicza to książka o Wojnach Bogów i wojnach ludzi. Poznaj plemiona, które trwają na pustyni od 3500 lat, Aspektowaną Moc, którą można okiełznać żywioły i ludzi, którym, gdy wszystko zawodzi, zostaje jeszcze miecz i topór w dłoni, a w sercu duma, honor i wytrwałość.
S
Szczegóły
Dział: Książki
Wydawnictwo: Powergraph
Oprawa: miękka
Okładka: miękka
Wprowadzono: 16.06.2009

RECENZJE - książki - Opowieści z meekhańskiego pogranicza, Północ - Południe

4.3/5 ( 3 oceny )
  • 5
    2
  • 4
    0
  • 3
    1
  • 2
    0
  • 1
    0

slavosky

ilość recenzji:48

brak oceny 2-08-2010 12:20

Czytając Opowieści z meekhańskiego pogranicza zdałem sobie sprawę, że jednak nie przepadam za klasyczną fantasy, przynajmniej w jej czysto eskapistycznej postaci. Tolkien, Sapkowski tak, ale potem długo, długo nic. A i u Sapkowskiego głównym atutem jest raczej perfekcyjny storytelling i bogaty język, niż elementy fantastyczne. /

Opowieści mierzą dosyć wysoko. Jest to zbiór opowiadań, co prawda stanowiących oddzielne całości, ale połączonych fabularnie im dalej, tym bardziej owo połączenie jest widoczne. Okazuje się też, że cała książka to tylko rozbiegówka przed jakąś, nieistniejącą jeszcze, większą całością. Wypisz wymaluj Sapkowski też najpierw mieliśmy opowiadania, które jednak okazały się prologiem sagi. /

Największą oryginalność książki widzę w oddaniu klimatu rubieży imperium ot, takie trochę Cesarstwo Rzymskie w fazie przedschyłkowej, mające kłopot z utrzymaniem w ryzach wielonarodowego tygla. Autor słusznie wyszedł z założenia, że takie pogranicze jest najciekawsze, zderza więc ze sobą różne mentalności, różne kultury, różne wiary. W swej kreacji nie powiela schematów tolkienowskich kombinuje z nietypowymi ludzkimi-nieludzkimi rasami. Ważną rolę pełnią i intrygi polityczne, i dylematy moralne bohaterów. Zwłaszcza Yatecha, którego darzymy sympatią pomimo popełnionej przez niego okrutnej zbrodni, dokonanej jednak w zgodzie z kodeksem własnej kultury. Ta dość nietypowa historia o miłości i zdradzie, wypełniająca drugą połowę książki, ujęła mnie nawet bardziej niż żołniersko-koszarowa historia imperialnego porucznika Kennetha-lyw-Darawyta (prawda, że ładne imię?), rozpoczynająca książkę. /

Systematycznie wzrasta też rola metafizyki - najpierw mamy tylko czarodziejów, posługujących się różnymi aspektami (Aspektami) magii, potem wzmianki o mitycznej historii świata, gdzie bogowie, a raczej ich awenderi, hasali po świecie jak dzieciaki w piaskownicy, potem zaś wkraczają prawdziwe nieziemskie istoty, o niejasnym statusie, a i magia okazuje się być o wiele potężniejsza niż sądziliśmy. /

Schematy fabularne niektórych opowiadań wydają się znajome Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami to wariacja na temat bitwy pod Termopilami, a Honor górala opowiada o niemoralnych eksperymentach genetycznych, tyle że czarodziejskich, nie naukowych. To nie jest zarzut, zwłaszcza, że autor umie budować napięcie, chociaż czyni to może trochę zbyt powoli, gdyż fajerwerki dramaturgiczne zazwyczaj pojawiają się dopiero w końcówkach opowiadań. /

Polecam raczej fanom Ziemiańskiego czy Kresa niż LeGuin czy Tolkiena świat jest jednak okrutny, a testosteron leje się gęsto, chociaż sposób opowiadania - przeplatanki chronologiczne, retrospekcje, wielość punktów widzenia - trochę osłabia ten efekt. /

Przyznaję też, że mój stosunek do tego typu fantastyki nieco ostatnio ochłódł, więc fani konwencji mogą mieć z tej książki więcej radochy.

Jarek

ilość recenzji:28

brak oceny 14-02-2011 14:16

Pierwszy tom „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” zakupiłem po przeczytaniu pochlebnych recenzji na znanych portalach zajmujących się fantastyką. Na blogach ludzie również chwalili twórczość Roberta Wegnera, więc postanowiłem zainwestować i to pomimo niewielkiego zainteresowania (klasycznym) fantasy. Więcej niż kilka lat temu próbowałem czytać książki pewnego uznanego amerykańskiego twórcy tego gatunku i szybko dałem sobie spokój. Jakkolwiek to zabrzmi, stwierdziłem po prostu, że na kolejne opowieści o elfach, krasnoludach i magii, do tego pisanych bardzo poważnie, jestem po prostu za stary. Istnieją pewne wyjątki, na czele z Sapkowskim; on jednak w tworzeniu nowej jakości posłużył się żywym (a nie „drewnianym”) językiem i pełnymi humoru dialogami.
Książka została podzielona na dwie części; „Północ. Topór i skała” oraz „Południe. Miecz i żar” zawierają po cztery krótkie formy, których akcja dzieje się w granicach wielkiego państwa – Cesarstwa Meekhańskiego. W żadnym z nich nie uświadczycie wyżej wymienionych, tolkienowskich ras nieludzi. Otwierające zbiór opowiadanie „Honor górala” zdecydowanie nie rzuca na kolana, ale zasługuje na miano bardzo przyzwoitego i świetnie oddaje klimat ośnieżonych, niebezpiecznych gór. Autor wykorzystuje motyw czarodziejów, którzy w ramach eksperymentów z mocą bawią się w „hodowanie” ludzi. Poznajemy też młodego dowódcę z imperialnej Górskiej Straży, porucznika Kennetha-lyw-Darawyta i Szóstą Kompanię.
W nagrodzonym Zajdlem „Wszyscy jesteśmy meekhańczykami” autor odmalował wielkie starcie wojsk, do złudzenia przypominające walkę trzystu Spartan z perskimi hordami. Oddział imperialnej piechoty asekuruje ucieczkę cywili, broni się zaciekle w bitwie z góry skazanej na porażkę. W końcu wszyscy meekhańscy żołnierze płacą najwyższą cenę, ale na zawsze pozostają w pamięci ocalałych rodaków. Przypomniałem sobie słowa pewnego krytyka, który recenzując film z Melem Gibsonem „Byliśmy żołnierzami” napisał, że podczas seansu patos wylewał się z ekranu i zatapiał pierwsze rzędy w kinie. U Wegnera, jak przystało na fantasy bliskie klasycznemu, patos występuje, ale ani przez moment nie śmieszy i nie powoduje mdłości. Naprawdę! Bitwa została opisana tak, że trudno się do czegokolwiek przyczepić.
„Szkarłat na płaszczu” to z kolei intryga dyplomatyczna z udziałem Szóstej Kompanii i jej dowódcy. Jest tu miejsce na rodowe waśnie, polityczne układy i interesy oraz zemstę w imieniu żołnierskiego honoru i dumy z przynależności do elitarnego oddziału. Z postaci największą uwagę zwraca nietuzinkowa kobieta z cesarskiego poselstwa. W zamykającym pierwszą część książki opowiadaniu Kennethowi i jego podwładnym przychodzi rozwikłać zagadkę mordu w rybackiej wsi i zmierzyć się z czymś znacznie groźniejszym niż miecze przeciwników.
Jak zauważył ktoś recenzujący „Opowieści…”, w „północnych” opowiadaniach postacie pozbawione są głębi psychologicznej. Jednak zważywszy na fakt, iż dominuje tematyka militarna, a bohaterami są wojacy, nie jest to duża wada. Podczas lektury pierwszej części momentami przypominałem sobie niektóre albumy Thorgala – mroźna zima, góry, walka, krew na śniegu…
W drugiej części pisarz zabiera nas daleko na gorące południe, do domu zamożnego kupca, na pustynię, do siedzib wielowiekowego i dumnego plemienia Issaram. Z niego właśnie wywodzi się wojownik Yatech - główny bohater wszystkich „południowych” opowiadań. W pierwszym z nich Yatech trafia pod dach meekhańskiego kupca, gdzie po uratowaniu życia domowników pełni rolę ochroniarza. W ramach dziwnych, konserwatywnych zasad jego twarz ma pozostać nieznana obcym. Każda osoba spoza plemienia, która zobaczy jego oblicze musi zostać zabita. Sama nacja i obowiązujące w niej reguły przypominają kulturę islamską, a najlepsi wojownicy sięgają perfekcji w posługiwaniu się bronią. Yatech, wierny kodeksowi Issaram, zabija bliską osobę i musi uciekać. Wkrótce, jako półkrwi Issar, nawet wśród swoich staje się pariasem. Gnębiony wątpliwościami i wyrzutami sumienia jest postacią tragiczną; nie należy ani do plemienia, ani do „cywilizowanego” świata Imperium. Pozostaje jednak, niczym pustynny skorpion, zabójczo skutecznym wojownikiem…
Cztery krótkie formy o perypetiach Yatecha zachowują ciągłość, stanowią więc rodzaj powieści.
Potężna magia, szamani, czarodzieje, demony. Szpiegostwo i rywalizacja służb wywiadowczych potężnego państwa. Do tego bogowie, poruszający się po świecie w postaciach ludzi i zwierząt i odciskający na nim piętno. Bogactwo kultur, zwyczajów i wierzeń. Wszystkie te elementy znajdziecie w „Opowieściach z meekhańskeigo pogranicza”. Widać, że literackie uniwersum zostało przez autora przemyślane i ma spory potencjał. Co najważniejsze: Wegner wie, jak to wszystko zmieszać i podać, aby książka zapewniła kilkanaście godzin czytelniczej frajdy. Tym większej, że za normalną cenę otrzymujemy -podobnie jak w przypadku „Siewcy wiatru”- pozycję o niemałej objętości. Autor zaczyna nieźle, a z każdą historią rozkręca się coraz bardziej, aż do fabularnego rozmachu godnego pozazdroszczenia.
Na koniec przychodzi wystawić notę i tu mam, nie po raz pierwszy, mały dylemat. Jak oceniać książki, które służą tylko lub głównie dobrej zabawie, takie solidne czytadła? Zasługują na więcej niż czwórkę, ale czy należy im wystawiać ocenę bardzo dobrą lub wyższą? Skoro jednak „Fałszywym lustrom”, a ostatnio książce Careya postawiłem piątkę, „Opowieści” tym bardziej na nią „zapracowały”. Porównanie tej książki do prozy Sapkowskiego jest nietrafione, ale Wegner również udowadnia, że z fantasy -u którego podstaw leży tolkienowskie Śródziemie- nie jedno można jeszcze „wycisnąć”.