Dom Wydawniczy PWN w serii "Karty Historii" wydał książkę "Oblężone" będącą zapiskiem wspomnień trzech kobiet leningradzkich z okresu blokady miasta przez Niemców, trwającej od września 1941 do stycznia 1944 roku. 900 dni oblężenia zostało upamiętnione na dwustu siedmiu stronach książki.
Publikacja jest podzielona na trzy części: pierwszą część otwiera dziennik Jeleny Koczyny, która już na początku zderza czytelnika z fatalnymi warunkami funkcjonowania w oblężonym przez Niemców mieście. Jej zapiski są krótkie i treściwe, i czytając je człowiek usświadamia sobie, jak wielkie ma szczęście, żyjąc w czasach pokoju, a jego lodówka jest pełna, a chleba też nie brakuje, chleba który w oblężonym Leningradzie był racjonowany i oszczędzany.
Oto jak radzili sobie Leningradczycy:
"Dziś wśród starych rupieci znalazłam puszkę kleju do tapet, zrobionego z makaronowych odpadów. Ważyła kilogram! Cudownie! Nie wierzyliśmy własnym oczom. Dima natychmiast władował sobie do ust pełną garść kleju. Wyrwałam mu puszkę.
- Poczekaj, daj chociaż zagotować!
- Ugotujmy gęstą breję - Dima modlitewnie złożył ręce.
- Wykluczone - sprzeciwiłam się stanowczo - będziemy gotować zupę na stugramowych porcjach. Wówczas kleju starczy na dziesięć dni.
- Masz rację, naturalnie - zgodził się markotnie. - Ty zawsze masz rację - dodał mściwie".
Dziennik Jeleny jest zwięzły, zbudowany z krótkich zdań i stwierdzeń. Ze wszystkich relacji w książce jest najbardziej reporterski. Widać zobojętnianie mieszkańców Leningradu na śmierć, wszędzie panuje dystrofia, wozy na ulicach pełne są w owinięte w szmaty ciała, które spoczną bez pogrzebu w masowych grobach pod miastem. Rzekłbym nawet, że dziennik Jeleny Koczyny jest najbardziej precyzyjny, najbardziej dosadny i laserowo precyzyjny, pozwala jej na dogłębne zaangażowanie czytelnika. I nie będzie tu z mojej strony przesadą, że po lekturze dziennika Koczyny, doceniam to co mam na co dzień. Dziękując równocześnie za życie w pokoju.
Drugi dziennik jest autorstwa Olgi Bergholc, leningradzkiej pracownicy radia i poetki. Dziennik jest tutaj nieco rozwlekły, ale można to darować, gdyż jest pisany przez artystkę. Tak bardzo różni się od krótkich wpisów poprzedniczki. Mamy tutaj fragmenty wierszy Olgi, która pisze patriotyczne, wzniosłe teksty, które docierają poprzez radio do wszystkich oblężonych. Uwaga - Olga Bergholc miała szansę na wyjechanie na stałe z oblężonego miasta - tak, owszem wyjechała z niego do Moskwy po czym do niego wróciła!
Wróciła, by ponownie zmagać się z głodem. Najbardziej muszę przyznać to właśnie Olga jest najciekawszą postacią pamiętnikarek. Pełno w niej także ostrożności - w radio nie można mówić o panującym w mieście głodzie. Olga Bergholc jest jednocześnie narzędziem, bardzo konkretnym sowieckiej wojennej propagandy, stąd rozwlekłość jej dziennika, jakże różnego od dziennika Koczyny.
Trzeci dziennik to dziennik Lidii Ginzburg, leningradzkiej historyczki literatury. I właściwie to nie dziennik, tylko esej, esej o głodzie, o śmierci, o ostrzale artyleryjskim miasta. Bardzo chłodny, wyważony, jak na krytyka i historyka literatury przystało. Jest w nim widoczny spory dystans autorki do tego co dzieje się w mieście, a ten dystans potrzebny jest do tego, by nie zwariować.
Wszystkie trzy "pamiętnikarki" to kobiety niezwykłe, silne, odważne, odważnie stające do zmierzenia się z ostrzałem miasta, nalotami, głodem, dystrofią. W czasie lektury zastanawiałem się, jak wyglądałby pamiętnik oblężonego mężczyzny i niestety nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie. Wszystkie trzy Autorki to kobiety pomnikowe. Ich dzienniki nam to jasno mówią. Dzięki takim kobietom jak one, Leningrad trwał. Gender studies tutaj miałoby co robić. Na zakończenie muszę powiedzieć, że naprawdę warto sięgnąć po tę książkę, gdyż jest naprawdę cennym źródłem o oblężonym Leningradzie, i nie jest przeznaczona tylko dla historyków, ale po prostu - dla Wszystkich. Dzięki lekturze "Oblężonych" doceniam co mam na co dzień.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Domu Wydawniczemu PWN.