"Narzeczona z getta" Sabina Waszut
"Na wojnie każda miłość jest dobra. Trzeba kogoś kochać, bo to jedyne lekarstwo na rany głów i szerzący się świerzb. Jeśli się kocha, wystarcza sił, aby walczyć".
W najnowszej książce Sabina Waszut pięknie splata przeszłość z teraźniejszością za sprawą starej szafy. Przedwojenny mebel staje się własnością młodego małżeństwa - Basi i Marcina. Kobieta dostrzega w nim coś więcej aniżeli tylko szafę; to tajemnica, która czeka na właściwą osobę, by ją odkryła. Basia podąża śladem poprzednich właścicieli, docierając do Sławkowa. Nawet nie przeczuwa, że pewna historia miłosna z przeszłości tak mocno odciśnie piętno na jej życiu.
Kobieca narracja
"Narzeczona z getta" to historia opowiedziana przez dwie kobiety o skomplikowanym życiorysie - Basię i Sarę. Ale to opowieść Sary skradła mi serce. Otworzyła oczy na nieco już zapomniany świat, stając się zarazem przewodnikiem po świecie kultury żydowskiej. Z młodzieńczą wiarą, że wszystko będzie dobrze, opowiada o miłości niemożliwej, czyli uczuciu, które połączyło ją, Żydówkę i Janka, goja. I to miłość, która przyplątała się w czasie pełnym niepokoju. Nadciąga wojna, Janek zostaje wysłany na front a na horyzoncie pojawia się temat holokaustu...
Dla młodej dziewczyny dzieją się rzeczy niezrozumiałe. Wyniszczająca wojna odziera ich ze wszystkiego - z majątku, godności i najbliższych, którzy stają się ofiarami tej nierównej walki. Ale wciąż pamięta o swoim pochodzeniu. Sposób, w jaki opisuje swoją kulturę - życie codzienne, zwyczaje, zasady rodzinne - naprawdę robi wrażenie. I jednocześnie zawstydza, że nasza wiedza jest tak uboga.
Historia wielowymiarowa
Pomimo, że "Narzeczona z getta" jest historią fikcyjną, to opiera się na faktach. Została napisana w sposób minimalistyczny, ale z dużą wrażliwością pióra. Suche nazwiska, które mimochodem staramy się odczytać błądząc po kirkucie, w tej książce nabierają konkretnych kształtów. Autorka uświadamia nam, że za każdym nazwiskiem stoi żywy człowiek i jego historia. Może podobna do życia Sary, a może skrajnie różna. Ale i tak zasługująca na wysłuchanie.
"Te kamienie (...) są jak kwiaty na naszych grobach. Wyrażają pamięć, myśli płynące do zmarłego. Judaizm głosi, że dobroć wobec zmarłych jest najwyższą formą dobroci, bo w żaden sposób nie możemy oczekiwać, że ofiarowany za nią odpłaci".
Będziecie w błędzie, jeśli myślicie, że jest to historia tylko o zakazanym uczuciu Sary i Janka. Ich miłość to tylko pretekst do zagłębienia się w tragiczne dzieje Żydów sławkowskich, które stopniowo zacierają się w ludzkiej pamięci.
Ta książka to także wartościowa lekcja mówiąca o przetrwaniu w czasach, gdy największym przewinieniem jest własne pochodzenie. W czasach, gdy człowiekowi odbiera się wszystko i zostawia tylko z lękiem, czy jutro w ogóle nadejdzie. I jak to jest, gdy nie ma już nic, co miało trwać zawsze?
I w końcu, nawiązując do wątku współczesnego, to historia o walce z własnymi demonami, które zamykają nas w skorupie lęków, bombardując co rusz traumatycznymi wspomnieniami.
A na zakończenie, zostawiam Wam cytat z posłowia tej książki:
"Byli dobrzy i źli Niemcy, Polacy i Żydzi,
bo natura ludzka nie jest przypisana do żadnej kultury, nacji czy religii".