Książkowe bestsellery z tych samych kategorii

NA FAŁSZYWYCH PAPIERACH W CHILE

książka

Wydawnictwo Muza
Oprawa miękka
  • Dostępność niedostępny

Opis produktu:

Reportaż, skondensowana opowieść o mrówczej pracy chilijskiego reżysera, figurującego na liście pięciu tysięcy wygnańców pozbawionych prawa powrotu do własnego kraju, który w warunkach całkowitej konspiracji przebywał przez sześć tygodni w Chile i rejestrował tamtejszą rzeczywistość po dwunastu latach rządów wojskowej dyktatury. Ten porywający reportaż, bogaty w obserwacje, obrazy, zdarzenia, okraszony niekiedy wisielczym poczuciem humoru, stanowi najwybitniejsze osiągnięcie w dziennikarskiej twórczości Marqueza.
S
Szczegóły
Dział: Książki
Wydawnictwo: Muza
Oprawa: miękka
Okładka: miękka
Wprowadzono: 23.03.2004

RECENZJE - książki - NA FAŁSZYWYCH PAPIERACH W CHILE

4.5/5 ( 6 ocen )
  • 5
    5
  • 4
    0
  • 3
    0
  • 2
    1
  • 1
    0

Stasia

ilość recenzji:71

brak oceny 28-12-2007 21:56

„Na fałszywych papierach w Chile” to dość nietypowa pozycja, która wyszła spod pióra Marqueza. Całkowicie różna od estetyki magicznego realizmu, którego to jest reprezentantem. Nie mogę jednak powiedzieć, że gorsza.
Marquez świetnym pisarzem jest, i zmierzyć się dla niego z rzemiosłem dziennikarskim to pestka, jak widać. Z formą taką, jaką to jest reportaż, poradził sobie zawodowo.
„Na fałszywych…” jest relacją z pobytu Chile pewnego reżysera, który to, pomimo obecności swojego nazwiska na liście osobników, którzy to do kraju wstępu już nie mają, do kraju tego się udał. Barwny i w napięciu trzymający jest ów reportaż. Choć może szkodę wyrządzam owej, stu i pięćdziesięcio stronnicowej książeczce, szufladkując ją i przyklejając etykietkę – reportaż. Wszak nie wszystko złoto, co się świeci, nie wszystek reportaż jest tylko reportażem. „Na fałszywych…” jest też smacznym literackim kąskiem, kawałkiem dobrej literatury, nieco politycznie przyprawionym, chwilami wręcz kryminalnie zaserwowanym, jednakże zawsze smacznym, palce lizać, moi państwo.
Teks przyjemny, sygnowany nazwiskiem Marqueza, jakby krzyczący z księgarskiej półki – weź mnie, przeczytaj! Żaden dziennikarz by się takiego nie powstydził. Twarz żadnego pisarza nie pokryłby rumieniec wstydu.
Smacznego.