Miałam już dość czytania książek górnolotnych "o CZYMŚ!", z przekazem, tysiącem podtekstów, drugich den i ukrytych znaczeń, które były raczej grafomańskim tworem ludzi, których nie wiadomo kto zechciał wdać. No nieważne. i tak oto dopadłam księżk o książkach. sympatyczna. tak, to dobre słowo - bardzo ładnie skomponowana opowieść, w której akcja przegania akcję, która plącze się i wyija labiryntami we wszystkich możliwych postaciach. Poza ciekawym pomysłem i zapleczem ilustratorskim autora nie mogłam jednak pozbyć się wrażenia, że niestety jest to jedna z kolejnych książek w stylu-"zbierz kilka dzieł które odniosły sukces, złóż w jedno i sukces gwarantowany." Rozumiem, że książka adresowana do młodszych czytelników może wciągnąć. Niestety także przyprawić o pewnego rodzaju schozofreniczne wrażenie nieskończonej plątaniny, która musi się dobrze skończyć (urok narracji pierwszoosobowej) Nic to. Pościgi. Nasz główny Bohater w przecudowny sposób wplątuje się w maksymalną ilość niesamowitych przypadków, które - ah cóż to cóż to - doprowadzają go ostatecznie do idealnego miejsca, w jakim faktycznie powinien się zjawić właśnie w takiej, a nie innej godzinie. Bywa ;]. Ucieczka głównego bohatera (ukłony w stronę tłumaczki za doskonałe wybrnięcie z opresji germańskich zabaw słownych!) na maszynie do sortowania książek przypomina mi prawie do złudzenia stuację w pewnej animowanej bajce sprzed kilku lat o włochatym kolesiu do straszenia dzieci...możnaby tak wyliczać. Bajka, mimo, że przez ostatnie kilkadziesiąt stron plącze się niepojęcie, pozwala jednak na kilka chwil rozrywki i odpoczynku o myślenia. Jak na książkę o książkach - ok - pozwala pomyśleć o sobie w nieco buchlingowski sposób, a to przyjemne! Kto nie wie o co chodzi - odpowiedź znajdzie mniej więcej w połowie tomiska ;)