Dlaczego większość opowieści o losach bohaterów w komediach romantycznych kończy się na ich ślubie? Może dlatego, że to co czeka za drzwiami z napisem „małżeństwo” nie zawsze pasuje do tego cukierkowego obrazu. Więc jeżeli drogi Czytelniku/Czytelniczko szukasz kolejnej książki wychwalającej „instytucję małżeństwa”, to nie ten adres. Zeruya Shalev w brutalny, ale prawdziwy sposób pokazuje, że „póki śmierć nas nie rozłączy” to jednak „bardzo długo”.
Jednym z fundamentów małżeństwa jest wierność. Ale czy można trwać we wierności małżeńskiej zdradzając samą siebie? Przed tym dylematem stanęła Na’ama. I w momencie kiedy trzeba było wybrać między „ja” a „my” odezwał się rozsądek. A może to nie był rozsądek, a głos wołający o szansę? Bohaterka decyduje się ratować małżeństwo. Poświęca całą siebie, byleby tylko załatać każdą dziurę. I po co to wszystko, skoro z każdym dniem ona i Udi są coraz dalej od siebie? Dla Noi – nastoletniej córki? Autorka zmusza do zastanowienia się nad racjonalnością takiego wyboru. Bo czy tak naprawdę można wychowywać dziecko udając? Udając miłość, udając… rodzinę. Shalev pokazuje jak gubiąc w tych wszystkich kompromisach i poświęceniach „siebie”, gubi się to co chyba jest najważniejsze: szczęście, poczucie samorealizacji. Człowiek zmuszony szukać swojego szczęścia, odwraca się od świata. Przecież świat nie pomoże mu znaleźć odpowiedzi na pytanie:”gdzie zrobiłem błąd?”. I w momencie gdy żyje się nie „z” lecz „obok”, próba jaką jest choroba okazuje się zbyt trudną do przejścia. A jak do tego ma się „w zdrowiu i w chorobie” ?
Niewątpliwą zaletą książki jest to, że nic nie ukrywa. Autorka nie koloryzuje, nie stara się wybielać bohaterów. Wszystko jest prawdziwe... Tak prawdziwe, że czasami aż boli. Ale chyba o to chodzi... skoro boli to znaczy, że żyjesz... i jeszcze nie jest za późno.