"Maybe not" to historia Warrena i Brigitte. Pełna szaleństw, erotyki, kłótni i jedynej w swoim rodzaju więzi, jaka połączyła tę dwójkę. Pozwala ich lepiej zrozumieć, zarówno w kwestii rozwoju ich relacji jak i kreacji ich osobowości. Nietuzinkowi, na pozór dziwni, może nawet dla niektórych ich zachowanie byłoby odpychające, jednak stanowią duet wprost idealny, a ta krótka opowieść o początkach ich znajomości jedynie to potwierdza. Ciekawostka: znajdziemy tu wyjaśnienie niezdrowej fascynacji Warrena jednym gatunkiem filmów ;-)
"Maybe now" to ukazanie rozwoju dalszej relacji zarówno Warrena i Brigitte (choć w dużo mniejszym stopniu) jak i Ridge`a i Sydney, a także tego jak poradzili sobie z obecnością Maggie w ich życiu. Bowiem Maggie nie zniknęła, ciągle stanowi ważny element kolei losu Warrena i Ridge`a, a biorąc pod uwagę historię ich znajomości może to się wydawać dziwne, nie na miejscu i z całą pewnością niezręczne. Autorka w świetny sposób pokazała tu wszelkie wątpliwości, które targają bohaterami w związku z sytuacją w jakiej się znajdują. Bowiem żadne z nich (może oprócz Warrena, dla niego wszystko jest zawsze czarne lub białe) nie przeszło tak zwyczajnie do porządku dziennego, gdy przyszło co do czego. Czy choć na chwilę zwątpimy w bohaterów w trakcie tej historii? Nie ukrywam, że miałam takie myśli, ale co ciekawe, Hoover jakby mnie wyprzedzała i jasno i rzetelnie przekazywała kolejne uczucia postaci, tłumacząc co dzieje się w ich głowach ale przede wszystkim jakie są ich intencje. Dzięki temu całościowo obyło się tu bez niepotrzebnych nerwów, nie można jednak tego powiedzieć o wzruszeniach- tych tutaj nie brakuje.
Sydney swoją postawą zadziwiała mnie na każdym kroku. Jej dobroć, empatia, troska o drugiego człowieka, wyrozumiałość, są naprawdę imponujące. Wielokrotnie zastanawiałam się czy w jej sytuacji byłabym w stanie postępować podobnie i cóż, chylę przed nią czoła, bo sama bym chyba nie dała rady wznieść się na aż takie wyżyny dobroci. Również miłość jej i Ridge`a, to jak została przedstawiona, jak dojrzewała w trakcie tej historii, jest ujmująca i wyjątkowa. Bez wątpienia to dwójka ludzi skrojonych dla siebie w sposób perfekcyjny, a to jak stanowili zgraną parę, dbającą o siebie na każdym kroku, nie tylko wielkimi gestami, ale przede wszystkim tymi małymi, niemal niedostrzegalnymi dla otoczenia- było kwintesencją miłości, jakiej każdy powinien szukać.
Maggie to nie jest łatwy w kreacji charakter, lecz Autorka poradziła sobie z tym w sposób wręcz znakomity. Biorąc pod uwagę jej chorobę oraz wszelkie ograniczenia, które towarzyszą jej na co dzień, ukazała jej wady i zalety, jej bolączki i pragnienia, a przede wszystkim stworzyła bardzo realistyczny portret młodej kobiety świadomej swojej śmiertelności. Chylę czoła przed Hoover, bowiem nie próbowała nawet na chwilę zrobić z Maggie cudownej, wyidealizowanej osoby, wręcz przeciwnie. Dzięki nakreśleniu jej zarówno najlepszej jak i najgorszej strony, wszelkich wątpliwości nią targających, braku konsekwencji w podejmowanych decyzjach, próbie zyskania niezależności i potrzebie pomocy równocześnie, mamy do czynienia z naprawdę genialnie stworzoną postacią. I choć nie zawsze ją lubimy, czasem może nawet trudno ją zrozumieć, to właśnie w tym wszystkim tkwi sukces tej bohaterki. I jak nikt zasługuje na swoje krótkotrwałe szczęście. Czy je odnajdzie, lecz czy przede wszystkim odnajdzie w sobie siłę by sobie na nie pozwolić?
"Maybe now" to kolejna uczta dla fanów Sounds of Cedar, bowiem nie zabraknie tu ich muzyki. To także uczta dla miłośników romansów, które nie są pozbawione przeszkód lecz przede wszystkim są przepełnione cudownym, prawdziwym uczuciem. I oczywiście to uczta dla uwielbiających pióro Hoover, bowiem nikt nie jest w stanie stworzyć takich historii jak ona, a tu, choć mamy do czynienia z kontynuacją, nie znajdziemy nawet momentu, by stwierdzić, że jest ona niepotrzebna. Ona była niezbędna dla domknięcia niebanalnej historii tych współlokatorów. Warren i Brigitte stanowią za to nieustanne światełko tej powieści, wnoszą mnóstwo dobrego humoru i pokazują, że miłość może objawiać się w zupełnie różny sposób, niekoniecznie typowy. Z kolei najważniejszym przesłaniem tej historii dla mnie jest to, że najważniejsza jest teraźniejszość i nigdy, przenigdy, nie można sobie odmawiać prawa do uczuć z uwagi na przyszłość. W końcu nikt nie jest w stanie jej przewidzieć. Gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po tę dylogię, jest tego warta!
Opinia bierze udział w konkursie