Gęsty las tworzący nieprzenikniony labirynt, zbity śnieg, którego biel ginie w mroku drzew, zastygła krwistoczerwona plama, która nie mogła zwiastować niczego dobrego. I ogłuszająca cisza. Cisza, która przeraża najbardziej.
Atmosfera rodem z Twin Peaks - przyznam szczerze, że to właśnie przez tę rekomendację zawartą na okładce zdecydowałam się sięgnąć po Martwą ciszę. Czy faktycznie Dean sprostał temu zadaniu i spełnił moje dosyć duże oczekiwania?
Cóż, po części z pewnością tak. Nie da się ukryć, iż wykreowani przez niego bohaterowie, mimo iż raczej nie wzbudzają w czytelniku jakiejkolwiek sympatii, są piekielnie charakterystyczni i daleko im do typowych, schematycznych postaci. Przeważnie główni bohaterowie giną na tle barwnych, kontrastujących postaci drugoplanowych, jednak Will zdecydował się postawić na silną, pomimo niepełnosprawności pewną siebie kobietę, która wie czego chce, do samego końca walczy o swoje i niejednokrotnie zaskakuje. Dodatkowo autor od pierwszych stron roztacza ponury, mglisty klimat, który wręcz wydziera się z kartek papieru, a małomiasteczkowa aura nadaje tej historii jeszcze więcej mroku. Historii, która chociaż nie zachwyca samym budowaniem napięcia, to ma w sobie to coś, co nie pozwala jej choćby na chwilę odłożyć, a chęć rozwikłania zagadki dotyczącej tożsamości wyłupiającego oczy mordercy rośnie z każdą kolejną stroną. Jedynym minusem tej pozycji jest fakt, iż niestety dosyć szybko domyśliłam się kto odpowiada za te brutalne, ciągnące się na przestrzeni lat zbrodnie, chociaż przyznam, iż sam motyw do samego końca pozostał dla mnie po części niewiadomą. Will zaskoczył mnie również związanym z umierającą na raka matką głównej bohaterki wątkiem drugoplanowym , który nie oszukujmy się, nie jest czymś typowym dla thrillerów i odrobinę obawiałam się, czy ostatecznie nie spowolni dynamizmu akcji. Jednak całe szczęście tak się nie stało, co więcej pozwolił on na bliższe poznanie i przede wszystkim zrozumienie samej Tuvy, której szorstkość i ilość warstw którymi skutecznie odgradzała się od innych mogła mylić.
Podsumowując, Martwa cisza ujęła mnie swoją bezsprzeczną specyficznością, jeżeli szukacie powiewu świeżości w tym gatunku, dzieło Deana powinno przypaść Wam do gustu!
Opinia bierze udział w konkursie