"Jeśli wrócę na Ziemię, będę sławny, nie? Nieustraszony astronauta, który pokonał wszelkie przeciwności losu, prawda? Założę się, że to się spodoba kobietom. Większa motywacja, żeby przeżyć."
"Mam całkowicie przesrane. To moja przemyślana opinia. Przesrane. Szósty dzień tego, co miało być dwoma najwspanialszymi miesiącami w moim życiu i wszystko zmieniło się w koszmar. Nawet nie wiem kto to przeczyta. Pewnie ktoś to w końcu znajdzie. Może za setki lat. Tak wspominam... Nie umarłem 6. sola. Bez wątpienia reszta załogi tak myślała i nie mogę ich za to winić. Może ogłoszą z mojego powodu żałobę narodową, a na mojej stronie w Wikipedii napiszą: "Mark Watney to jedyny człowiek, który umarł na Marsie". I to będzie prawda, tak podejrzewam. Bo na pewno tu umrę, Po prostu nie w solu 6., tak jak wszyscy myślą. Tak więc... od czego by tu zacząć?" ~ Mark Watney
Jestem z siebie dumna. Tak, jestem dumna z tego, że udało mi się przeczytać tę jakże znaną i zachwalaną książkę do końca. A dlaczego jestem dumna? Bo było to dla mnie ogromne wyzwanie, gdyż pozycja wbrew pozorom jest napisana trudnym, "naukowym" językiem, przez co miałam małe problemy z ogarnięciem wszystkiego. Ale na szczęście udało się!
"Może napiszę opinię klienta. ?Zabrałem go na powierzchnię Marsa i przestał działać. 0/10?."
Głównym bohaterem jest Mark Watney, botanik i inżynier, uczestniczący w misji "Aresa III" na Marsa. Z racji tego, że jest botanikiem, jego głównym zadaniem było zbieranie próbek gleby Marsa. Z powodu pewnych komplikacji, zostaje sam na czerwonej planecie, a cały świat myśli, że nie żyje. Jednak Mark nie poddaje się i za wszelką cenę próbuje przeżyć do czasu przylotu następnej misji. Prowadzi dziennik na wypadek gdyby nie udało mu się przetrwać, żeby ktoś go znalazł i dowiedział się że żył sobie kiedyś człowiek na Marsie. I to właśnie z owego dziennika dowiadujemy się o sytuacji życiowej Marka. Tyle że, bohater bardzo szczegółowo opisuje każde zjawisko, eksperyment jaki przeprowadza. Np. Otrzymywanie wody - spalanie wodoru itp. I to miałam na myśli kiedy wspominałam o trudnym języku, bo mamy tutaj dużo chemicznych pojęć. Przez pierwsze 150 było ciężko, ale potem to już kwestia przyzwyczajenia i poszło z górki. Niemniej jednak bardzo się cieszę, że autor posługiwał się takim, a nie innym językiem, gdyż przynajmniej miałam możliwość przypomnienia sobie podstaw chemii :).
"Nie mogę się doczekać, aż będę miał wnuki. "Kiedy byłem w waszym wieku, musiałem wejść na krawędź krateru! W skafandrze EVA! Na Marsie, małe gnojki! Słyszycie? Marsie!"
Od razu mówię, że uwielbiam Marka Watneya! Po pierwsze, podziwiam go za jego wytrwałość, determinację i umiejętność jasnego myślenia w chwili zagrożenia. No jakbym ja została sama na Marsie i cały świat myślałby, że nie żyje to bym się chyba...załamała, najprościej mówiąc. Ale nasz bohater wręcz przeciwnie, to dało mu motywację do walki. W książce, mamy okazję poznać jego dwa oblicza. Z jednej strony to bardzo wykształcony mężczyzna, no w końcu botanik i inżynier, czasami jednak jego wiedza mnie zadziwiała. Ale co się dziwić, NASA przecież nie wysłałaby jakiegoś buraka na Marsa. A z drugiej strony to niezwykle zabawny optymista, dusza towarzystwa. Jego wypowiedzi powalają na kolana :D
"Jeśli to przetrwam, będę opowiadał, że sikałem paliwem rakietowym."
Podsumowując: Oczywiście teraz, po przeczytaniu książki dołączam do grona fanów Marsjana. Jest to niezwykle ciekawa i przezabawna pozycja, która na długo zostaje w pamięci. Obejrzałam również film na jej podstawie i był on świetnym odwzorowaniem książki. Tak więc, i książkę i film serdecznie polecam!