Ach jak dobrze być mamusią!
Sięgając po książkę spodziewałam się przesłodzonej opowieści o macierzyństwie i rozkoszach wynikających z bycia matką. „Małe trzęsienia ziemi” Jennifer Weiner zdecydowanie jednak urealniają wizerunek szczęśliwej posiadaczki dzieci.
Ciągłe płacze, brak snu, niepokój towarzyszący każdej czynności, a do tego bezradni mężowie i apodyktyczne teściowe. Czy coś ci to przypomina?
O tym jak trudno, jest być matką przekonują się bohaterki książki- Becky, Kelly i Ayide. Choć pochodzą z różnych warstw społecznych i różnią się nie tylko statusem materialnym ale i kolorem skóry, wychowaniem i marzeniami, to spotkanie na zajęciach jogi zmienia ich dalsze losy. Joga była oczywiście skierowana do osób ciężarnych, gdyż wszystkie panie spodziewają się potomstwa.
Autorka przedstawia nam świat, który wcale nie jest wypełniony błogim oczekiwaniem na przyjście na świat małego człowieka.
Kelly zmaga się z własnym perfekcjonizmem i dążeniem do ideału co jest trudne zwłaszcza, kiedy mąż traci pracę. Ayinde, żona sławnego sportowca, wydaje się mieć wszystko oprócz kogoś bliskiego i zaufanego. Becky z kolei próbuje nie dać się wpędzić w kompleksy z powodu znacznej nadwagi i nie zwariować mając szaloną i humorzastą Mimi za teściową.
W ich życiu jest wszystko, cała gama uczuć z niezwykłym wdziękiem ...przez Jennifer Weiner. Najważniejsze jest jednak, że po raz pierwszy czują wsparcie, czują że mają przyjaciółki.
Poród i pierwsze tygodnie z maluchami sprawiają, że puchnące kostki i zgaga wydawały się być darem niebios. Dopiero bowiem teraz nadchodzi prawdziwe trzęsienie ziemi.
Książka powinna być lekturą niezbędną wszystkim planującym powiększenie rodziny, ale też i tym, których pociechy już są na świecie. Pozwoli odnaleźć na stronach siebie, zdystansować się od problemów i zacząć dostrzegać co tak naprawdę liczy się w życiu. Bo wbrew pozorom nie dla każdego będzie to dom z basenem czy garsonka od Channel. Kochające serca i zaufani przyjaciele potrafią jedynie nadać treść naszemu życiu.
książka 
