?Małą księżniczkę? do tej pory kojarzyłam głównie z filmów, których jakoś nigdy nie miałam okazji obejrzeć do końca. Z książką również nie było mi po drodze, aż w końcu Wydawnictwo MG stworzyło oprawę, która zadowoli nie tylko młodszych czytelników, ale również tych starszych. Mnie zachwyciła - twarda oprawa i ilustracje w środku.
Sara Crewe miała życie jak z bajki. Miała kochającego ojca, który rozpieszczał swoją jedynaczkę. Jednak mimo to nie była kapryśna. Wręcz przeciwnie. Miała dobre serduszko i każdemu służyła dobrym słowem i pomocą. Kapitan Crewe ubóstwiał swoją siedmioletnią córkę, która była jego największym powodem do radości. Jednak z powodu interesów w Indiach, pozostawia ją w szkole dla dziewcząt, pod opieką panny Minchin. Kobieta od razu czuje do małej dziewczynki niechęć, która nasila się, kiedy Sara traci wszystko i zostaje poslugiwaczką w jej szkole. Jednak pomimo trudności, głodu i samotności, dziewczynka się nie poddaje. I nawet w skrawku ubrań pokazuje innym, że bycie księżniczką, to nie piękne ubrania i zabawki, ale to jak traktujemy innych bez względu na sytuację, w jakiej się znajdujemy. Autorka stworzyła cudowną postać - rozumną dziewczynkę, dojrzałą jak na swój wiek. Miłośniczkę książek, pięknych historii, która uwielbiała przyswajać wiedzę. Nawet w beznadziejnej sytuacji, starała się znaleźć pozytywy. Nigdy nie narzekała na swój los.
Książka wzbudza wiele emocji, uśmiech, sympatię do Sary i współczucie, ale również niezrozumienie i złość na ludzi, którzy z powodu zawiści, traktowali dziewczynkę najgorzej jak mogli, tylko dlatego, że kiedyś miała więcej.
?Mała księżniczka? to historia o tym, że można być dobrym człowiekiem, pomimo tego ile posiadamy - mniej lub więcej; że nawet jeśli spotykamy złych ludzi, są też tacy, którzy wyciągną pomocną dłoń. I że warto marzyć, bo kto wie? Może marzenia się spełnią.
Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to fakt, że w Sarze było więcej dorosłego niż z dziecka. Mimo to nie ujmuje to uroku tej historii.