Uwielbiamy Ionesco. Uwielbiamy jego dramaty. Są tak inne, tak bardzo oryginalne. Ich za duża dawka może łatwo pomieszać w głowie. Dlatego należy dawkować tego zmyślnego autora bardzo ostrożnie, kąsek po kąsku, kawałeczek po kawałeczku. Gdy już zachowamy należytą ostrożność – możemy śmiało delektować się ucztą literacką, jaką to zgotował nam rumuński kucharz. A uczta to nie lada. Stron ponad czterysta a każda pełna ironicznych okrzyków, absurdalnych zestawień sów- tu słowa dziwują się sobie, le zabieg jest to nader konieczny, wszak poruszamy się, moi drodzy, po pałacu króla absurdu, nie może więc być inaczej. Wspaniała przygoda. Bez różnicy, czy czytamy „Mordercę nie do wynajęcia”, „Nosorożca” czy „Król umiera, czyli ceremonie”. W każdej odsłonie bowiem nasz Ionesco jest świetny, jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny. I godny uwagi.
Polecam wszystkim ową dziwaczną twórczość, niespotykaną, a jednak za serca chwytającą.
Smacznego.