"Książka na złość" budzi we mnie sprzeczne odczucia. Nie wiem jak ją ocenić. Chyba byłoby mi łatwiej ją ocenić, gdybym miała dziecko w wieku szkolnym (do tych dzieci skierowana jest książka). Dlatego opiszę jej dobre strony, ale nie ominę również, tego co budzi moje obawy i co mi się nie podoba.
"Książka na złość" to książka do kreatywnej zabawy, dzięki której dziecko ma rozładować nagromadzoną złość i odprężyć się. Zawiera ona wiele różnorakich zadań, polegających na rysowaniu, kolorowaniu, cięciu, klejeniu, kłuciu, rwaniu, a nawet deptaniu. Na kartach tej książki można dokonać wielu złośliwości, przykładowo: zapchać płaczącemu "bachorowi" buzię, wyeliminować nauczyciela z życia zawodowego, pociągnąć dziadka za wąsy, bez konsekwencji wygarnąć wszystko bratu, pomalować śpiącego itp.
Zadania zawarte w "Książce na złość" są bardzo fajne i zajmujące. W ich efekcie, książka ulegnie zniszczeniu, ale o to właśnie chodzi, by się na niej wyżyć. Dzieci/młodzież spędzą z nią sporo czasu i nie będzie to czas stracony. Uzupełniając tę książkę będą musiały wytężyć swą wyobraźnię i nie raz poszukać odpowiednich materiałów. Czytelników, a właściwie współtwórców książki, czeka fajna zabawa.
ALE
Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że dziecko sięga po "Książkę na złość" w chwili napadu złości i szuka w niej odpowiedniego zadania, które pozwoliłoby się rozładować. Nie sądzę też, że wyzywanie brata na kartach książki w wolnej chwili, zapobiegnie wypowiedzeniu tych samych, przykrych słów, prosto w oczy, w chwili kłótni.
Tymczasem książka w niektórych zadaniach zachęca do używania słów obelżywych, najgorszych jakie dziecko zna. Jeżeli dziecko w chwili uniesienia zamiast wykrzyczeć, wypisałoby w książce te słowa, to byłoby fantastycznie, ale wątpliwe, by tak się stało. Do zadania podejdzie ono w zupełnie innym momencie i na spokojnie utrwali sobie przekleństwa, które gdzieś tam usłyszało.
Ponadto w "Książce na złość" znalazły się zadania, w których autor proponuje wykorzystać rzeczy nienależące do dziecka (!), np. podwędzić szminkę starszej siostrze, użyć sznurówki z nowych butów taty, podwędzić tusz do rzęs mamie. Proponuje również takie zabawy jak: jedzenie obiadu bez użycia sztućców, samotny nocny spacer na cmentarz, święcenie ścian wodą jak ksiądz na Kolędzie, "wypikanie" wszystkich jajek w lodówce, zrobienie nieziemskiego bałaganu w pokoju - żeby doprowadzić mamę do ostateczności! To ma rozładować, uspokoić dziecko, czy wywołać kłótnię rodzeństwa i wkurzyć rodziców? Owszem, być może autor pisał to z przymrużeniem oka i być może część dzieci tak to potraktuje, ale znajdą się z pewnością i takie łobuziaki, które widząc możliwość usprawiedliwienia się poleceniem z książki, zadanie wykonają.
Zadań złych jest zdecydowanie mniej niż fajnych. W sumie wspomniałam o wszystkim, co mi się nie podoba i tylko kilka fajnych zadań. Jednak osobiście nie jestem pewna, czy dałabym tę książkę swojemu dziecku. To znaczy dałabym, ale uprzedzając dziecko o tym, że nie ma obficie oblewać wodą domu, i zawczasu dając mu szminkę, tusz do rzęs itd ... Jednak to z pewnością popsułoby zabawę dziecku. Być może nie mam poczucia humoru, być może dziecko powiedziało by mi, że jestem sztywniakiem, ale takie jest moje zdanie. Na moim blogu zamieszczam tyle zdjęć, byście nie kierując się moim zdaniem, mogli samodzielnie ocenić "Książkę na złość". Zapraszam
...