Początek powieści ma miejsce niecałe sześć lat po finale Królów Wyldu w mieście Ardburg, gdzie siedemnastoletnia Pam Hashford, pracująca obecnie w tawernie należącej do byłych członków Awangardy, wiedzie (jak dla niej za) spokojny żywot barmanki, ucząc się także grania na harfie. Tak więc gdy w lokalu pojawia się słynna grupa Baśń, dziewczyna jest tak zauroczona czerwonowłosą wojowniczką Krwawą Różą, przywoływaczką Corą, szamanem Brune i druinem Bezchmurnym, że zapomina, iż bardowie giną na pęczki i staje do konkursu, by przyłączyć się do grupy. Rzecz jasna udaje się jej ta trudna sztuka i rusza wraz z nimi w trasę. Tymczasem z północy dochodzą coraz bardziej niepokojące wieści, że zbiera się tam kolejna olbrzymia horda potworów i w efekcie wszystkie drużyny jadą w przeciwną stronę niż oni...
W dalszej części opowieści Baśń udaje się, by wypełnić pewien kontrakt i od tego momentu książka wkracza na nieco poważniejsze tory, w pełni pokazując konsekwencje finału poprzedniego tomu. Nieoczekiwanie z fantasy prześmiewczego przekształca się w high fantasy z nutką humoru, co mi akurat bardzo przypadło do gustu, bo okazało się, że autor oprócz bezlitosnego żartowania z utartych konwencji gatunku umie też poprowadzić historię i pokazać szeroko zakrojone konsekwencje dotychczasowej historii świata. Mogę przy tym uspokoić fanów humoru pisarza ? nadal jest się z czego pośmiać, zarówno w dialogach, jak i z samej konwencji fantasy oraz nawiązań do współczesnej popkultury.
Podobnie jak w poprzedniej części, mocną stroną są tu wielobarwne postaci. Każda z nich ma wyrazisty charakter oraz jakąś głęboką skrywaną tajemnicę, która nie ułatwia jej życia i staje się istotnym elementem fabularnym. Bowiem zamiana w dzikie zwierzę, tatuaże z potworami, magiczne rękawice przyzywające broń czy legendarny miecz otwierający przejście między światami to nie kaszka z mleczkiem. Dzięki takim pikantnym szczegółom bez chwili wahania można się zaangażować w losy bohaterów i śledzić je z wypiekami na twarzy. Istotnym wątkiem jest też dynamika drużyny, którą poznajemy oczami jej nowego członka, czyli Pam. Każde z nich pragnęło udowodnić, że jest godne stanąć w jednym szeregu z pozostałymi, zdolne ich obronić, warte zajmowanego miejsca (s. 289). Fabuła również zachowuję dynamikę poprzedniczki, najpierw pokazując zmagania na arenach, genialnie obnażając przy tym sposób działania i obłudę współczesnego showbusinessu. Spotkamy też postaci z poprzedniego tomu: Jain i jej Jedwabne Strzały czy też Ostróżkę i niektórych członków Sagi.
Już po przeczytaniu pierwszej części mogłabym się założyć, że autor opisał w nim kampanię RPG, w tym zaś ani na chwilę nie straciłam tego wrażenia ? i tu wygląda mi na to, że początkująca graczka (odgrywająca Pam) została wprowadzona do bardziej doświadczonej drużyny (czyli Baśni). I szczerze mówiąc chętnie zagrałabym z nimi, na zmianę żartując sobie z elementów współczesnego świata i wykorzystując potencjał uniwersum Wyldu, odważnie prowadząc przy tym swoją postać. Dlatego też mogę śmiało polecić tę książkę wszystkim miłośnikom nienapuszonego RPG.
Krwawa Róża to bardzo zgrabna kontynuacja Królów Wyldu, pokazująca walkę z własnymi demonami oraz siłę zgranej drużyny, ale także złośliwie komentująca współczesny przemysł rozrywkowy, dostarczając niejednego powodu do uśmiechu. Płynnie przechodzi z żartów na temat utartych schematów fantasy do ich pomysłowego wykorzystania w rozwijającej się w coraz poważniejszą stronę fabule, zapewniając czytelnikom kilka godzin dobrej zabawy. Znakomita powieść na przebojowy wieczór.
Opinia bierze udział w konkursie