Wiedziony czystą ciekawością połączoną z lokalnym patriotyzmem i doprawioną nutką przekory, postanowiłem spróbować raz jeszcze odkryć omijany książkowy świat fantasy. Tym bardziej, że tuż po otrzymaniu swojego egzemplarza ?...Talii?, podczas niedawnych warszawskich targów książki, nadarzyła się okazja do spotkania w cztery oczy z samym autorem. Kilka wymienionych zdań, motywująca dedykacja w książce, w końcu wspólne pamiątkowe zdjęcie (nie żadne tam ?selfie?! Była ze mną Zwykła Matka więc o solidną oprawę foto nie musiałem się martwić). ?Oby to było dobre? ? pomyślałem wtedy w duchu. Pan Marcin dotychczas znany mi był jedynie jako twórca postaci wikinga Tappiego, którego uwielbia córka (recenzje TUTAJ i TUTAJ). Jako, że do odważnych świat należy zasiadłem do lektury z mocnym przeświadczeniem, że ?będzie co ma być?. Po czym odpłynąłem...
Nie chodzi tu bynajmniej o sen. ?Królewska Talia? okazała się dokładnie tym, czego oczekiwałem od dobrej powieści fantasy.
Czytając ?Królewską Talię? nieraz zadawałem sobie pytanie, czy jest to bardziej powieść fantasy, czy przygodowa. Dzieje się tu bowiem naprawdę wiele. W zasadzie każdy rozdział rozgrywa się w innej lokacji. Czasem wręcz odnosiłem wrażenie, iż przez to potencjał danych krain nie został końca wykorzystany. Taka Stęchlizna na przykład ? czułem mały niedosyt po wizycie w tym miejscu.
Oczami Tankreda przedstawiono blaski i cienie młodego człowieka pozostawionego nowej rzeczywistości. Ciekawy to zabieg, w którym bohaterem czyni się postać ?z urzędu? postrzeganą jako negatywna (najeźdźca, ciemiężyciel). Niemniej Tankred budzi bezsprzecznie sympatię czytelnika, która pogłębia się wraz z kolejnymi kartami powieści.
Narracja w książce zasługuje na wielką pochwałę. Autor umiejętnie wplata retrospekcyjne oraz wizjonerskie momenty (mistrzowski pomysł z taliotami) w bieżące wydarzenia. Wszystko jest spójne i logiczne. Historia niezmiernie wciąga, a każde kolejne wydarzenie tylko potęguje ciekawość. Osobiście uwielbiałem śledzić wydarzenia na mapie Taliadu, której szkic znajduje się we wstępie książki. Takie dodatki (mapa, drzewo genealogiczne rodu Hanstarów, krótka charakterystyka wszystkich rodów) świadczą jedynie o dbałości autora w kwestii uwiarygodnienia opowiadanej historii. Wartkość akcji spowodowała, że nie uraczycie tu nawet namiastki romantycznego wątku. Czy to zarzut? Zależy od indywidualnych gustów i upodobań. Ja nie widzę w tym żadnego problemu.
...