http://niesamowity-swiat-ksiazek.blogspot.com/
"Są na tym świecie rzeczy, które nas krzywdzą, a pragniemy ich bardziej niż czegokolwiek innego."
Jakiś miesiąc temu podczas przeglądania zapowiedzi Król Kier przyciągnął moją uwagę na tyle żeby zasłużył na miejsce na liście do przeczytania, w tej chwili jestem już po lekturze. Byłam do niej bardzo optymistycznie nastawiona, nie tylko ze względu na zjawiskową okładkę, ale na opis, chwytliwy, a porównanie do Supernatural czy Nocnych Łowców przygotował mnie na solidną dawkę dobrej fantastycznej (dosłownie i w przenośni) powieści.
Czy tak było? Niestety nie do końca, spodziewałam się jednak czegoś co wyróżniałoby tę książkę na tle innych, bo pomysł z całą pewnością był - czy może raczej jest - naprawdę oryginalny, ale niestety koncept nie został wykorzystany nawet w 50%, bo śmiem twierdzić, że autorka dałaby z siebie o wiele więcej, gdyby się troszeczkę nie przesadzić jak na debiut.
"[...] pamiętaj, że tylko to, co widzialne, ma dobre intencje."
Alicja pisze w tym roku maturę, ma dobre, a nawet lepsze oceny i jest od 10 miesięcy w szczęśliwym związku z Maksem. Studniówka już za rogiem i dziewczyna głównie tym ostatnio żyje, myślę, że dla każdego z nas (dla tych którzy już mieli, a także dla tych którzy dopiero będą) jest to jeden z ważniejszych dni w klasie maturalnej. Jednak dla niej ten wielki i wyczekiwany dzień okazuje się być totalną porażką. Alicja to jedna z tych bohaterek, których nie potrafię jasno określić, nie należy do osób irytujących, ale też nie mogę powiedzieć, że ją uwielbiam. To bardziej neutralna postać. Jest niestety odrobinę naiwna, a czasem bardzo wkurzała mnie swoimi decyzjami, zwłaszcza niektórymi sercowymi.
Maks, bez obrazy, ale tego gnojka nie cierpię. Każdy z nas zna osobę, która wydaje nam się idealna, szczera i po prostu autentyczna, a gdy odkrywamy jej prawdziwą naturę okazuje się być zgniła od środka, egoistyczna i narcystyczna. Maks jest właśnie jedną z pseudo idealnych postaci, myślę, że ten chłopak należy do bohaterów, którzy wywołują dość silne emocje, byle dużo nie ważne czy pozytywne czy też nie. No w każdym bądź razie nie lubię go i to nie bez powodu, bo choć nie do końca podobała mi się ta książka to się w nią wczułam i udzielały mi się emocje tam zawarte (solidarność jajników ponad wszystko).
Z całą pewnością Hadrian to moja ulubiona postać, no może jeszcze uwielbiam resztę Circus Lumos (oprócz Konrada), i nie, nie dlatego, że jest tajemniczy i przystojny (wcale). No dobra troszeczkę też dlatego, ale przede wszystkim podoba mi się w nim to zaangażowanie, a także ogromne pokłady odwagi, o której przekonacie się dopiero w połowie książki. Hadrian jest postacią, o której napisałam niewiele celowo, należy do bohaterów, których trzeba samemu poznawać, bo okazuje się wtedy, że jest naprawdę warty uwagi. Z góry mówię (tak profilaktycznie), że go zaklepuję :D
"Poczujesz ich zimno, poczujesz je w ludziach."
Teraz czas na trochę bardziej konkretną część recenzji. Na początku wspomniałam o tym, że czegoś mi zabrakło, ale jestem w stanie dodać tylko do tego, iż zabrakło tej iskry, która sprawiłaby, że chciałoby się ją czytać bez końca. Na pewno jestem mile zaskoczona zakończeniem, co złożyło się na to, że zaintrygowała mnie kontynuacja przygód z Circus Lumos i pokładam ogromne złoża nadziei w autorce, że tym razem poleci jak z płatka i będzie jeszcze lepsza część niż poprzednia.
Na podsumowanie niestety jeszcze chwilkę poczekacie, bo czuję natchnienie przy tej recenzji. Aleksandra ma bardzo ciekawe pióro, lekkie i niezbyt wymagające, przede wszystkim przyjemne dla oka, aczkolwiek jest parę kwestii, które mogłaby dopracować (np. nieco zwiększyć ilość bardziej wartkiej akcji, która nakręciłaby czytelnika na dalsze przygody). Bardzo podoba mi się wymyślny świat, który ukryła w tej powieści (bo choć wszystko działo się w Gdańsku (? ) to autorka dodała coś czysto "historycznego") mam ogromną chrapkę na więcej, głównie ze względu na zakończenie (bo pani Aleksandro tak się kurczę nie robi), ponieważ przyznaję jestem ciekawa co wydarzy się dalej. O okładce raczej nie muszę dużo mówić, pozostańmy przy - jest cudowna, żeby zbytnio jej nie wychwalać (choć na pewno pod koniec roku zrobię TOP 10 pięknych tegorocznych okładek i ta z całą pewnością zajmie jedno z wyższych podiów).
Teraz dopiero czuję się gotowa na podsumowanie, więc zacznijmy. Król Kier to lekka i niezbyt wymagająca powieść, która z całą pewnością przyciąga wzrok piękną okładką, ale także jest niezwykle oryginalna. Nawet jeśli ma parę tam wad i brakuje tej iskry to w dalszym ciągu jest naprawdę wartą uwagi powieścią, która aż się prosi o odkrycie tajemnic, które jeszcze skrywa. Dodam tak na końcu, że autorka stworzyła naprawdę fajnych bohaterów, wyrywających się ze schematów, które wszyscy znamy, takich z krwi i kości, którzy równie dobrze mogliby być naszymi rówieśnikami. Z czystym sumieniem mogę ją wam polecić na jeden może dwa zimowo jesienne wieczorki :)
Pozdrawiam, Sara ?