Kandyd to jedno z największych dzieł Woltera. Cóż za wspaniała opowieść! Krew się leje, ziemia trzęsie, kobiety są gwałcone, a w całym tym zamieszaniu Kandyd- człowiek poszukujący swojego miejsca na ziemi.
Bohater musiał zwiedzić cały świat, tułać się po najgorszych ale też najpiękniejszych zakątkach świata, aby w końcu powiedzieć: „Stop, wystarczy” . I tak oto poślubił niepiękną już Kunegundę, zamieszkał z nią i przyjaciółmi, a potem już tylko żył długo i szczęśliwie „uprawiając swój ogródek”.
Kreacja Kandyda przypomina mi Małego Księcia z książki Antoine'a de Saint-Exupéry'ego. On także musiał przebyć długą drogę, musiał poszukiwać, aby znaleźć to, co naprawdę kochał.
Myślę, że o to właśnie chodzi: nie możemy mieć całego świata, dlatego powinniśmy znaleźć dla siebie azyl i zająć się tym, w czym jesteśmy dobrzy i co przynosi nam radość. To właśnie moim zdaniem oznacza „uprawiać swój ogródek”.
Książka jest warta przeczytania, a przy tym jest bardzo barwna i dynamiczna. Polecam.