?Jezioro cieni? zaczęłam jakiś czas temu i miałam przeczytane 4 rozdziały, ale odłożyłam, nie dlatego, że jest zła, tak po prostu wyszło. W ramach postanowienia, że biorę się za zaległości, wzięłam ją do ręki o 20:00, a o 23:00 przewróciłam ostatnią stronę. Dawno nie przeczytałam książki tak szybko! A nie należy ona do najcieńszych.
Lirr i Raiden muszą uciekać z Ysborga nie tylko przed gniewem jego władczyni, ale również przed podążającymi ich tropem bezwzględnymi Łowcami Mocy. Wiedząc, że Maeve nie spocznie, dopóki nie zemści się na nich, dwójka zbiegów postanawia poszukać schronienia na brzegach mitycznego Jeziora Cieni.
Nadal nie polubiłam Lirr, choć już mnie tak bardzo nie irytuje i jestem w stanie zrozumieć jej pewne zachowania, a nawet wybaczyć. Zrobiła postęp i to się chwali. Podróż z Raidenem obfituje w sytuacje niebezpieczne, w których pierwsze skrzypce gra magia, nadnaturalne istoty oraz pewien żywioł, nad którym nie ma kontroli, coś, czego z taką intensywnością doświadcza się raz w życiu. Jednak ?Jezioro Cieni? to przede wszystkim kolejny etap odnajdywania przez Lirr własnej tożsamości i nauka panowania nad jej mocą, a także próba siły więzi, jaka łączy ją z Raidenem. Czym jest? Być może odpowiedź na to pytanie znajdą właśnie w jeziorze, w którym zatopione są dusze.
W tej części spotykamy również innych magów, członków tajemniczego Kręgu, z którego Raiden został jakiś czas temu wykluczony. Kto mówi prawdę, a kto, manipulując, chce coś ugrać dla siebie? To dość trudna kwestia i nawet ja nie mogłam jasno określić się po którejś ze stron. ?Jezioro Cieni? to świetnie napisana powieść, Maria Zdybska ma wszystko przemyślane, a jednak nie można jej odmówić fantazji. Ten tom zdecydowanie mnie kupił i z niecierpliwością czekam co dalej z Kruczym sercem!
Opinia bierze udział w konkursie