Najefektowniejsza realizacja groteski w pierwszych powojennych latach polskiej literatury. Debiut powieściowy z 1946 r., cudowny błysk tuż przed nastaniem mrocznej i jednostajnej hegemonii socrealizmu w polskiej kulturze. Stanisław Dygat był utalentowanym uczniem, czy młodszym kolegą Gombrowicza sprzed wojny. Jego twórczość wywodziła się spod znaku "Ferdydurke", tyle że była łatwiejsza, bardziej popularna. Jego debiut książkowy - właśnie "Jezioro Bodeńskie" - był wspaniałym samograjem. Bohater dzięki francuskiemu paszportowi zostaje po wrześniowej hekatombie internowany do obozu dla cudzoziemców nad Jeziorem Bodeńskim, leżącym u podnóża Alp. Obóz ten wypełniony dziwacznym towarzystwem, żyjącym rajską okolicą i debatami, a jeśli chodzi o głównego bohatera i zarazem narratora, wyrafinowanymi flirtami, był sam przez się groteską w porównaniu ze znanymi skądinąd lagrami. Rojone przez narratora wyczyny bohaterskie i przedstawiony wykład o polskim mesjanizmie odsłaniają całe złoża narodowej mitologii i przepaść jaka dzieli Polaka od wykwintnych zachodnioeuropejskich lagrowców. Dygat idzie w ślady Gombrowicza, a nawet wyprzedza jego pomysły zawarte w "Trans-Atlantyku". Dygat proponuje gombrowiczowską grę w życie i grę z tradycją na zaiste wysokim poziomie. A tak w ogóle to jego żoną była Kalina Jędrusik;).