Kiedy przeczytałam, że Insygnia to debiut autorki, wprost oniemiałam. Nie sądziłam, że to debiut. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Teraz mogę tylko stwierdzić, że skoro to był debiut, to tom kolejny będzie pewnie niesamowity! Zacznijmy od tego, że sam pomysł na książkę jest czymś nowatorskim. Ja osobiście nie spotkałam się z taką fabułą, w dodatku tak dobrze dopracowaną. Więc kiedy przeczytałam czego mogę się spodziewać po lekturze moja ciekawość wzrosła, ale też obawiałam się, że może mi się nie spodobać. Po skończeniu książki mogę powiedzieć, że moje przypuszczenia okazały się błędne. Książka jest niebywale ciekawa i oryginalna! Ot co! Główną postacią, której śladami podążamy jest Tom Raines, czternastolatek, którego pasją są gry w cyberprzestrzeni. Nastolatek, który bardzo chce zaistnieć, chce stać się KIMŚ. Niestety jego życie to pasmo niepowodzeń. Chłopak żyje z dnia na dzień, z ojcem hazardzistą, który pragnie wygrać z nałogiem, jednak niestety nie jest to łatwe. Chłopak nie chce skończyć jak ojciec. Jest zdeterminowany i bardzo chce zmienić swoje dotychczasowe życie, ale nie jest naiwnym dzieciakiem. Pewnego dnia spotyka tajemniczego człowieka, który obiecuje mu zmianę. Przedstawia mu ofertę nie do odrzucenia, ale.. Właśnie, zawsze jest jakieś "ale". Tom, nie jest naiwny i od razu wyczuwa, że to jest propozycja z tzw. ukrytym drugim dnem. Jednak po namyśle przystaje na nią i zostaje kadetem w Wieży Pentagonu - elitarnej akademii wojskowej, której celem jest zdobywanie rekrutów nadających się do wzmocnienia Sił Układu Słonecznego. Dzięki temu będzie miał możliwość zdobyć uznanie, przyjaciół i wspomoże finansowo swojego ojca. Przygoda dopiero się zaczyna. Niestety nie jest tak kolorowo. Na przeszkodzie staje Tomowi wiele rzeczy, w tym ktoś, kto chce go niecnie wykorzystać... Czy Tom poradzi sobie z przeciwnościami losu? Czy pozna prawdziwą miłość w świecie pełnym przemocy? Skoro rozwodziłam się nad oryginalnością pomysłu, oraz jego dopracowaniem, to powiem na ten temat coś więcej. Otóż świat stworzony przez panią Kincaid jest światem w większej mierze wirtualnym. Bohaterowie przybierają różne postaci/avatary, a ich zadanie polega na przygotowaniu się do wielkiego starcia. III wojna światowa... Pozaziemska? To jest coś. Książka science-fiction, która wzbudziła moją ciekawość na tyle, że nie mogłam się od niej uwolnić - a to jest wyczyn, gdyż osobiście nie przepadam za tym gatunkiem. Pani Kincaid nakreśliła nam kilka wątków, przedstawiła wiele różnych nowości, stworzyła ciekawe i ujmujące charaktery, ale przede wszystkim zrobiła to wszystko z precyzją! Nie ma absolutnie takiej opcji, żeby czytelnik pogubił się w wątkach, czy też w fabule. Wszystko jest przedstawione bardzo klarownie - jestem zachwycona. Insygnia. Wojna Światów jest książką która wciąga czytelnika w swój świat, przygniata rzeczywistością, która została w nim przedstawiona. Autorka przedstawiła nam postaci w sposób realistyczny, a nie w sposób wyidealizowany - czego ostatnio można uświadczyć w wielu książkach. Tutaj należy się wielki plus - główny bohater nie jest pięknym i wszechwiedzącym młodym człowiekiem, który skupia się wyłącznie na sobie. Jest chłopakiem z kompleksami, który próbuje z nimi walczyć. To samo można powiedzieć o reszcie bohaterów, nawet sam Elliot, który na początku zostaje nam nakreślony jako ideał, w istocie nim nie jest. Podobało mi się odkrywanie kolejnych tajemnic, podążanie tropem przygody i patrzenie jak postaci przechodzą te drobne, jak i te większe zmiany. Książka pani Kincaid jest niewątpliwie bardzo udanym debiutem, który skradł me serce, oczarował mnie, a moja wyobraźnia prosi o jeszcze. Sama jestem ciekawa, co też autorka zaserwuje czytelnikowi w kolejnym tomie, który - mam nadzieję - nie da nam na siebie długo czekać. Polecam ją nie tylko fanom gatunku SF, nastolatkom, czy fanom fantastyki. Polecam ją każdemu, gdyż o przyjemną, lekką i oryginalną lekturę w tych czasach jest naprawdę ciężko, a Insygnia są dobrym przykładem książki, która zasługuje na uwagę.