Czasami uczucie spada na nas, jak przysłowiowy „grom z jasnego nieba”. Uskrzydla, powoduje nieustającą euforię, sprawia, że dni spędzamy myśląc o ukochanej osobie. Czy jednak taki stan permanentnego szczęścia w relacjach z drugą osobą można nazwać miłością? Co więcej, czy można być pewnym, że ten ogień w związku nie zacznie gasnąć, aż w końcu wypali się zupełnie?
O tym, jak bolesna jest prawdziwa miłość przekonujemy się nie tylko podczas lektury książek i oglądania romantycznych filmów, samo życie pisze bowiem scenariusze pełne cierpienia. Pokuszę się o stwierdzenie, że właśnie dlatego książki Nicholasa Sparksa odnoszą takie sukcesy, a sam autor posiada rzesze wiernych czytelników. Jego bohaterowie to zwyczajni ludzie, targani emocjami będącymi udziałem wielu z nas a wybory przez nich dokonywane, podobnie jak w codziennym życiu- nie zawsze są słuszne. Nie inaczej jest w książce „I wciąż ją kocham”.
Sparks poświęca swoje kolejne dzieło prawdziwemu znaczeniu miłości i konsekwencjom jakie wynikają z przejęcia emocjonalnej odpowiedzialności za życie drugiego człowieka.
Kilka błędnych życiowych kroków, bunt i niezrozumienie oraz niechęć do stylu życia ojca doprowadziły bohatera „c” Johna Tyree do zaciągnięcia się do armii. Tam z niepewnego i zakompleksionego chłopaka wyrasta na prawdziwego mężczyznę, oddanego sprawie i doskonałego żołnierza.
Będąc w koszarach nigdy by nie przypu[...], że jedne wakacje na stale zmienią koleje jego losów. Savannah, zdolną studentkę poświęcającą się pracy wolontarystycznej kochać będzie już do końca życia.
Przypadkowe spotkanie na molo, szarmancki gest ze strony Johna, jeden jej uśmiech i już oboje wiedzieli, że są dla siebie tzw. połówkami jabłka. Spędzone razem chwile tylko utrwalały ich w przeczuciu, że są dla siebie stworzeni. Były pocałunki, zapewnienia miłości, a wspólna przyszłość wydawała się być czymś naturalnym jak oddychanie.
Savannah obiecuje czekać na zakończenie służby wojskowej, ale podobnie jak w prawdziwym świecie, nagłe zdarzenie krzyżuje ich plany. Atak terrorystyczny z 11 września na USA wywołuje stan wzmocnionej gotowości wśród żołnierzy oraz gorący wybuch patriotyzmu. John zaciąga się do wojska na kolejne lata, a oddalenie nie służy podtrzymywaniu uczucia. Tym bardziej, że u boku Savannah wiernie stoi Tim, jej przyjaciel z dzieciństwa. Po tragicznej śmierci rodziców zbliżyli się do siebie, w końcu podejmując decyzję o wspólnej przyszłości. I mimo, że dla Savannah John wciąż pozostał pierwszą miłością i „tym właściwym” to zrywa, wiążąc się węzłem małżeńskim z bliskim przyjacielem.
Kolejne, samotne lata to dla Johna koszmar, działa niczym automat podejmując kolejne akcje, ryzykując życie wciąż na nowo, nie może jednak zagłuszyć bólu po stracie Savannah. Śmierć ojca sprowadza go znowu do domu, a przejmujące poczucie pustki pcha Johna do ponownego zobaczenia ukochanej. Tyle tylko, że Savannah jest teraz żoną, właścicielką ośrodka hipnoterapii, opiekunka autystycznego chłopca i... chorego na czerniaka męża. Czy w obliczu takiej głębokiej przepaści los może znów połączyć kochanków? Jakie decyzje podejmą? Tego nie zdradzę choć smutek jaki odczuwałam zamykając książkę utwierdziło mnie w przekonaniu, że Nicholas Sparks miał sporo racji pisząc, że prawdziwa miłość polega na umiejętności poświęcania własnego szczęścia by uszczęśliwić drugą osobę.
Obyśmy jednak nie musieli podejmować w swoim życiu takich decyzji, a dylematy jakie postawi przed nami los, nigdy nie dotyczyły wyboru pomiędzy rezygnacją ze szczęścia własnego a szczęścia ukochanej osoby.