Prawdziwa historia. Skok, który wstrząsnął światem. Kradzież 39 milionów szwedzkich koron, których do tej pory nikomu nie udało się odnaleźć. Misterny plan zwieńczony niewyobrażalnym sukcesem. Jak do tego doszło? Kto był mózgiem tej niebezpiecznej operacji? W czyjej głowie narodził się pomysł na tak niedorzeczny napad? Można mówić, że plan był absurdalny, ale bądź co bądź, udało się. 22 września 2009 roku o 5.15 na dachu najbardziej niedostępnego budynku w Sztokholmie wylądował helikopter, a akcja osiągnęła miano skoku stulecia. Podobno autor jako jedyny dotarł do mężczyzn, którzy zorganizowali ten skok. Szczerze? Trochę w to powątpiewam. Nie potrafiły zrobić tego media, policja i inne służby, a takiemu zwykłemu człowiekowi się udało? Muszę przyznać, że uważam to za lekki chwyt marketingowy... W książce "Helikopter" poznajemy czterech mężczyzn - wspólników, sprawców napadu oraz kobietę, która początkowo nieświadomie pomogła im w napadzie - Alexandrę. Każde z nich ma swoją własną historię, doświadczają wielu perypetii, łapią życiowe dołki. To też książka o życiu, takim normalnym, zwyczajnym, codziennym, a nie tylko o kulisach napadu. Właśnie to mnie w tej książce zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że autor pokusi się o poświęcenie bohaterom jako ludziom tyle uwagi. Zaskoczyło mnie również, że skupił się też na wyjaśnieniu czytelnikowi ich celu, pomógł zrozumieć postępowanie, może ich trochę nawet usprawiedliwił. Sprawił, że bohaterów raczej nie będziemy postrzegać jako przestępców, a raczej wariatów, desperatów, którzy porywają się z motyką na słońce i udaje się im dopiąć swego. Przyznam się bez bicia, że bałam się sięgnąć po tę książkę. Nigdy nie czytałam jeszcze powieści tego typu. Myślałam, że nic nie będzie w stanie mnie wprowadzić w osłupienie - przecież od razu wiadomo jaki jest finał tej historii. Co takiego mogłoby zdziwić i sprawić, że książkę będzie się czytać z wypiekami na twarzy? A jednak! Mimo trudnego początku, który zaserwował mi Jonas Bonnier dałam radę. Mało tego, książkę wręcz pożarłam w całości! Choć tempo było przez pierwsze strony zbyt powolne to później było wręcz zawrotne. Kartki po prostu przerzucały się same - nie żartuję. Ciekawym zabiegiem jest też połączenie fikcji literackiej z faktami. W tym natłoku informacji nie wiemy, co jest czystą prawdą, a co fałszem zmyślonym na potrzeby książki. Nie uważam, że to coś złego. Uważam, że to nadało historii pazura i zmuszało czytelnika do przemyśleń wiele, wiele razy. Reasumując, "Helikopter" to proces napadu - od zrodzenia się pomysłu aż po jego realizację. Gotowy scenariusz na napaść. (Policja powinna mieć teraz oczy szeroko otwarte!) Książka bardzo dobra, która nie jest suchym reportażem, a przemieszaniem faktów i fikcji, której założeniem jest zagwarantowanie rozrywki. Obowiązkowa lektura przed filmem, za którego kręcenie zabrał się Netflix. Gorąco polecam!
Opinia bierze udział w konkursie