Książkowe bestsellery z tych samych kategorii

Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu

książka

Wydawnictwo HarperCollins Publishers
Oprawa miękka
  • Dostępność niedostępny

Opis produktu:

Zerkam niespokojnie na widownię. Czy znajdę dość sił, by opowiedzieć ludziom o moim synu?
Jeremy był dobrym, wrażliwym chłopcem, kochałam go tak, jak potrafią tylko matki. Mam poczucie winy, bo daleko mi do ideału. Za długo tkwiłam w związku z jego ojcem-katem, który terroryzował mnie przez lata. Nie zawsze ogarniałam rzeczywistość, czasami przytłaczała mnie proza życia. Nie było mi łatwo pracować na dwa etaty, opiekować się chorą matką, która przestała być sobą, i znosić zmienne nastroje nastoletniej córki. Ból po stracie syna nigdy nie zelżeje, ale wciąż mam dla kogo żyć. Co cię nie zabije, to cię wzmocni...
Mój syn umarł 1 stycznia 1995 roku. Minęło dwadzieścia lat, a ja stoję przed grupą obcych ludzi, by im o nim opowiedzieć.
Głęboki wdech. Zaczynajmy.
S
Szczegóły
Dział: Książki
Wydawnictwo: HarperCollins Publishers
Oprawa: miękka
Okładka: miękka
Wprowadzono: 31.08.2016

RECENZJE - książki - Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu

4.5/5 ( 11 ocen )
  • 5
    9
  • 4
    0
  • 3
    1
  • 2
    1
  • 1
    0

Półka na książki

ilość recenzji:76

brak oceny 5-01-2017 13:35

Trudno jest czytać książkę autora, który już raz doprowadził cię na skraj histerii. Który rozśmieszał, snuł cudowną opowieść i raz za razem łamał serce. Trudno jest nie oczekiwać czegoś jeszcze lepszego, chociaż równie głupim i niemożliwym jest tego oczekiwać, skoro lepsze już być po prostu nie może. Trudno jest czytać taką książkę i non stop nie porównywać jej z poprzedniczką, nie wstrzymywać oddechu i nie czekać na wielki przełom.
Co jednak, jeśli ten przełom nigdy nie nastąpi?


"Jeremy nie żyje" - mówi Maisie Brennan.
Dwadzieścia lat po śmierci syna staje przed publicznością, gotowa podzielić się z całkowicie obcymi ludźmi historią swojego życia. Opowieścią o najgorszych i najboleśniejszych chwilach, o strachu, niepewności i sercu, które więźnie w gardle. O stracie, która zmienia wszystko i wydaje się być niemożliwą do przeżycia.
Przy boku Maisie staje też garstka bliskich jej osób, które są częścią jej przeszłości i pragną być obok w przyszłości. Wszyscy oni pomagają nam poznać prawdę i znaleźć odpowiedź na jedno, zasadnicze i bolesne pytanie.
Co się stało z Jeremym?



Nienawidzę spoilerów.
Poważnie. Drażnią mnie i odbierają całą radość z czytania książki i poznawania nowej historii. Dlatego też wydawać by się mogło, że tendencja McPartlin do zdradzania finału każdej opowieści już na samiutkim jej początku sprawi, że będę omijała ją z daleka. Tymczasem co się okazuje?
To, że uwielbiam Annę McPartlin.
Uwielbiałam jej "Ostatnie dni Królika" i teraz równie mocno pokochałam "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu". Obie powieści napisane są w charakterystycznym dla Anny stylu, lekkim i czasem sarkastycznym; obie posiadają też genialnie wykreowanych bohaterów. Co istotne (i nie ukrywajmy, dosyć rzadko spotykane), McPartlin nie skupia się wyłącznie na postaciach pierwszoplanowych; także te poboczne i pozornie mniej znaczące są przedstawione w sposób, który nie pozwoli czytelnikowi pozostać wobec nich obojętnym.Tym razem serwuje nam dobrotliwego (i wciąż BARDZO męskiego) sierżanta, puszczającą bąki i cierpiącą na demencję babcię; między nimi pojawia się też wiecznie buntująca się siostra Jeremiego i tyran, który zapomniał, że jego ofiara nie jest już ofiarą. Razem z nimi jesteśmy świadkami dramatu Maisie i razem z nimi uczestniczymy w poszukiwaniach jej syna. Od czasu do czasu mamy także wgląd w to, co Jeremy robił tego tragicznego dnia. Przyznam, że na początku powieści byłam lekko zawiedziona; czekałam na coś, co mną wstrząśnie, co poruszy tak, jak historia Królika. I wiecie co? Doczekałam się. Ostatnie rozdziały dosłownie mnie poraziły. Dotknęły tak bardzo, że prawie nie byłam w stanie doczytać tej książki do końca, bo obraz przed oczyma zamazywały mi łzy, które płynęły, płynęły i nie wiadomo dlaczego nie chciały przestać. Kiedy wyjaśniała się cała tajemnica; kiedy dowiedziałam się dlaczego i jak umarł Jeremy - nie chciałam tego wyjaśnienia. Nie przyjmowałam do wiadomości, że to, co podejrzewałam od kilku minut naprawdę się wydarzy. Że to, czego się obawiałam, naprawdę spotkało tego dobrego i niezwykłego chłopca. Byłam zrozpaczona i zawiedziona, i tak bardzo, bardzo współczułam Jeremyemu. Jeremyemu i wszystkim osobom jak on, którzy nie mogą być sobą, bo bycie sobą razi innych. Nikt, absolutnie nikt oprócz nas samych, nie powinien decydować o tym, kim mamy być.



O ile "Ostatnie dni Królika" w gruncie rzeczy nie słały żadnego przesłania, a były jedynie zapiskami z pożegnania się pewnej rodziny, o tyle druga powieść McPartlin porusza naprawdę ważny temat - ważny problem? - i naprawdę otwiera oczy na wiele spraw. Daje nam lekcję tolerancji, czasem zawstydza, czasem skłania do refleksji, a na pewno zmusza do rozliczenia się z własnym sumieniem. Mówi o tym, by nie oceniać i nie krytykować. By nie planować komuś życia; nie wzdrygać przed tym, co inne i nie zmuszać do szaleńczego poszukiwania jednego tylko miejsca, gdzie ten ktoś mógłby być szczęśliwy.
I o tym, żeby sprawić, by cały świat był właśnie takim miejscem.

monweg

ilość recenzji:331

brak oceny 21-09-2016 18:22

"Zerkam niespokojnie na widownię. Czy znajdę dość sił, by opowiedzieć ludziom o moim synu? Jeremy był dobrym, wrażliwym chłopcem, kochałam go tak, jak potrafią tylko matki. Mam poczucie winy, bo daleko mi do ideału.
Za długo tkwiłam w związku z jego ojcem-katem, który terroryzował mnie przez lata. Nie zawsze ogarniałam rzeczywistość, czasami przytłaczała mnie proza życia. Nie było łatwo mi pracować na dwa etaty, opiekować się chora matką, która przestała być sobą, i znosić zmienne nastroje nastoletniej córki. Ból po stracie syna nigdy nie zelżeje, ale wciąż mam dla kogo żyć. Co cię nie zabije, to cie wzmocni?"


"Mój syn umarł 1 stycznia 1995 roku. Minęło dwadzieścia lat, a ja stoję przed grupą obcych ludzi, by im o nim opowiedzieć. Głęboki wdech. Zaczynajmy."

Anna McPartlin zainteresowała mnie w momencie mojego pierwszego spotkania z jej twórczością. Po przeczytaniu "Ostatnich dni Królika" ani na moment nie zawahałam się, aby poświęcić trochę czasu na jej kolejną książkę. I nie pomyliłam się, gdyż powieść Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu robi niesamowite wrażenie, to historia, obok której nie da się przejść obojętnie.

Maise Bean ? matka, Jeremi ? syn, Valerie ? córka i Bridie ? babcia, to główni bohaterowie tej opowieści. Maise ciągle zapracowana, samotnie wychowująca dwójkę nastolatków i opiekująca się chorą na demencję matką. Kobieta, która przeszła w życiu tak wiele złego, że spokojnie mogłaby obdzielić nim kilka osób. Traktowana jak worek treningowy przez męża, w końcu znajduje w sobie dość siły aby go zostawić. Dwunastoletnia Valerie, trochę krnąbrna dziewczynka, mająca zawsze własne zdanie, słuchająca zbyt głośno muzyki i ubierająca się w czarne ciuchy. Trochę trudna w obyciu nastolatka. Szesnastoletni Jeremi, stanowiący całkowite przeciwieństwo swojej siostry. Mądry, odpowiedzialny, chłopak, na którego zawsze, w każdej sytuacji liczyć. Babcia, która jest ogólnie złotą osobą, poza coraz liczniejszymi momentami, gdy zamyka się w swoim własnym świecie, nie poznając najbliższego otoczenia i rodziny.

"Co ze mnie za matka. Maisie przez całe życie sobie coś wyrzucała. O wszystko się obwiniała, wszystkiego się wstydziła. Valerie i Jeremy nie mieli ojca i to ona musiała zadbać o to, żeby nie wyrośli na "typowe dzieci z rozbitego domu". Wiele o tym czytała i wiedziała, że panuje powszechna zgoda co do jednego: rozbity dom oznacza rozbite dzieci (...) Zbierało jej się na płacz, ale nie mogła dać nic po sobie poznać."

Jak widzicie sytuacja tej rodziny nie jest do pozazdroszczenia. A wszystko staje na głowie, gdy pewnej styczniowej nocy zaginął Jeremi. Ten odpowiedzialny chłopiec znika razem ze swoim najlepszym przyjacielem Rave?em. Nikt nie ma pojęcia dokąd mogli się udać w środku nocy dwaj nastolatkowie. Czas upływa i jest go coraz mniej. Czy to możliwe, żeby chłopcy uciekli, a może stało się coś innego, gorszego? W tym czasie Maisie zaczęła układać sobie życie na nowo. Czy to nie mógł być mniej sprzyjający moment?

Anna McPartlin potrafi prowadzić czytelnika po stworzonym przez siebie świecie. Nic w jej książkach nie jest idealne, zawsze coś zgrzyta. Jak nie choroba głównej bohaterki [Ostatnie dni Królika], to demencja, kłopoty z przystosowaniem, przemoc w rodzinie i ciągle nurtujący i wstydliwy temat odmienności seksualnej. McPartlin wie, jak napisać, aby było mądrze, interesująco, intrygująco, czasem bardzo poważnie, a chwilami śmiesznie.

"Maisie nic nie mówiła. Czuła teraz tylko strach, który bulgotał jej w głowie. Na pewno został porwany przez jakiegoś psychopatę. Albo wpadł do rzeki. Uciekł dlatego, że poszłam na randkę z Fredem. A jeśli jest ranny i nie może wrócić do domu? O Boże, pewnie przetrzymuje go ojciec!"

Otrzymując "Gdzieś w szczęśliwym miejscu" wiedzcie, że dostajecie w swoje ręce naprawdę kawał przyzwoitej literatury przy której bardzo miło upływa czas. To nie jest książka z tych, których akcja gna naprzód, na łeb na szyję; nikt nie goni postaci z wycelowanym w głowę pistoletem. Jednak akcja powieści, mimo iż jest prowadzona może trochę sennie, porywa i trzyma w niepewności. Gdybym mogła wyrazić życzenie, to tego typu książki chciałabym czytać częściej. W mój gust literacki wpisuje się doskonale i w moją subtelność i wrażliwość.

Jak w przypadku pierwszej powieści McPartlin, tak i w tej dużą rolę odrywa miłość i jak sobie z nią radzić. Nie jest to książka dla każdego, ale uważam, że zmiękczy niejednego twardziela i poruszy najgłębiej skrywane pokłady naszej wrażliwości. Dajcie szansę tej powieści. Spróbujcie zrozumieć i odczuwać emocje kierujące bohaterami. Ponieście się niepokojowi, napięciu i strachowi. Ja rekomenduję tę książkę każdemu ? Polecam gorąco i życzę miłej lektury.

"Śmierć mojego syna była straszliwym wypadkiem, ale do tego wypadku doprowadziło wielu ludzi. Ludzi takich jak ja albo niektórzy z was.(...) Ludzi, którzy współczują homoseksualisto, strasznego życia - ale to straszne życie wynika właśnie z tego, że ktoś im współczuje (...) Nikt nie powinien być obywatelem drugiej kategorii ze względu na swoją płeć albo orientację seksualną. Homoseksualiści nie mogą budzić w nas strachu. Właśnie stad bierze się cały ten ból. Właśnie tak rodzi się piekło."

Klaudia Nadolna

ilość recenzji:166

brak oceny 18-09-2016 23:40

Zdecydowanie zaliczę tą pozycję do jednej z najlepszych, jakie znajdują się na mojej półce. Choć czytałam skrajne opinie i bardzo przejmowałam się tym, jak wypadnie ona w moich oczach, to mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że autorka podołała swojej roli i nie utonęła w ciężkiej tematyce, jaką sama rozpoczęła.
Kiedyś przewijała mi się często jej pierwsza książka "Ostatnie dni królika", jednak nigdy nie znalazłam na nią dość siły, by chociażby zakupić. Już wiem, jaki ogromny i okrutny błąd popełniłam. Podobno treści w książkach Anny McPartlin w dużej mierze są odbiciem jej osobistych doświadczeń. Jestem naprawdę ciekawa, które są to momenty.
Poznajemy kilkoro znaczących bohaterów. Każda z postaci opisanych tworzy tą historię, a brak chociażby jednej z nich dałoby się wyczuć w treści. Idealnie komponują się w całość, każdy ma wpływ na przebieg wydarzeń. Maisie, samotnie wychowująca matka dwójki nastoletnich dzieci ma mnóstwo niezagojonych ran. Przeszłość z mężem katem, którego nienawidziła od samych początków znajomości, walka o przetrwanie i o dzieci to tylko nieliczne z nich. Obecnie zajmuje się matką chorą na demencje, pracuje na dwóch stanowiskach i opiekuje się Valerie, córka, która wchodzi w wiek buntowniczy oraz Jeremym, który natomiast nie sprawiał problemów i zajmował się swoją rodziną najlepiej jak umiał. Jedyną dobrą rzeczą w tym stanie był fakt, iż byli wreszcie bezpiecznie. Do czasu, aż znika chłopak. Od tego momentu czytamy walkę matki o znalezienie syna, ciężkie momenty, podszyte nadzieją na szczęśliwe zakończenie. Jednak z góry już wiemy, że takiego końca nie będzie, a całe śledztwo skazane jest na porażkę.
Jest to książka, którą zakończyłam zalana łzami. Musicie wiedzieć, że czytając ją byłam w pociągu. Nie uwierzycie, jak ludzie się na mnie patrzyli. Obecnie mam zapuchnięte oczy i nadal huragan w serce. Życie jest takie przewrotne i niesprawiedliwe. Obserwujemy, jak splot przypadkowych momentów tworzą tragedię.
Jest to opowieść o nietolerancji, o bólu i krzywdzie, jaką wyrządzić mogą bliskie nam osoby. Opowiada o strachu przed plotkami i myślami innych ludzi, o homoseksualizmie, o tym dlaczego warto prosić o pomoc i rozmawiać.
Szybko domyśliłam się, co stało się tak naprawdę, choć do samego końca czytałam z zapartym tchem. Przypuszczenia się sprawdziły, ależ ile mi to emocji zeżarło! Bardzo bałam się zakończenia. Bałam się momentu, w którym prawda wyjdzie na jaw, w którym jasno będę miała napisany koniec tej smutnej historii.
Była to dla mnie szczególnie okrutna i bolesna historia, bo od pierwszych kartek bardzo polubiłam Jeremiego, skradł moje serce. Był wrażliwym, pełnym ciepła chłopcem, który zawsze myślał o innych. Nienawidzę autorkę za to co mu zrobiła. I nie mogę przeżyć, że był to tylko wypadek, że bohater by żył, gdyby nie jedno, złe posunięcie! Gdyby ludzie wokół zorientowali się wcześniej, jak ten chłopiec był pełen strachu i bólu. Gdyby byli bardziej tolerancyjni i mógł im zaufać. Gdyby tylko tak się nie bał...
Warsztat literacki jest cholernie dobry. Powieść ta jest idealnie wyważona, nie ma zbyt dużo opisów, jest za to w sam raz dialogów! Dialogi te składają się głównie z krótkich zdań, co sprawia, że powieść jest rzeczywista i czyta się ją szybko, a wyobrazić sobie sceny jest naprawdę bardzo łatwo. Bohaterowie są realistyczni, każdy z nich ma cechy, które moglibyśmy dopasować do nas samych.
Historia pisania z kilku perspektyw pozwala nam poznać każdą wersję, przyczynę i skutek. Uczucia, jakimi kierują się wybrane osoby i wydarzenia, które doprowadziły do rozpadu. Pochyłą kursywą poznajemy myśli naszych bohaterów, które są osobistymi wyznaniami, jakich wstydzi się główny narrator. Pełno tu bólu, wspomnień i żalu. Każdy się obwinia, bo tak naprawdę każdy jest odpowiedzialny za śmierć bohatera.
Polecam lekturę wszystkim, bo mnie skłoniła ona do refleksji nad życiem i życiem innych bohaterów mojej historii w realnym świecie :) Ujrzałam znaczenie wartości, przez której brak tak wiele może się wydarzyć. Brak pewności siebie, brak stałego elementu, dającego bezpieczeństwo.

nieperfekcyjnie.pl

ilość recenzji:49

brak oceny 16-09-2016 15:43

...

Życie bywa przewrotne - umierają młodzi, pełni sił i wigoru, przed którymi świat dopiero zaczyna otwierać ramiona. Z kolei ci pragnący odejść z różnych powodów, istnieją i niekiedy wyczekują końca, który zdaje się nigdy nie nadejść. Sprawiedliwości nie było, nie ma i obawiam się, że nigdy nie będzie...

Maisie Bean-Brennan przez wiele lat była ofiarą przemocy domowej. Kiedy w końcu zdecydowała się odejść od męża-oprawcy, stanęła na nogi, chociaż nie było jej łatwo. Zajmowała się dziećmi - inteligentnym i wrażliwym Jeremym oraz zbuntowaną i odważną Valerie, a także matką chorującą na demencję. Do tego pracowała na dwa etaty, jako pomoc w gabinecie dentystycznym oraz weekendowa sprzątaczka, aby jakkolwiek związać koniec z końcem. Nie spodziewała się, że 1 stycznia 1995 roku straci cząstkę siebie, krew z krwi, kość z jej kości - ukochanego syna.

Cała historia zaczyna się nieco od końca... Na samym wstępie dowiadujemy się o śmierci Jeremyego, a wszelkie następujące wydarzenia płyną w tym samym kierunku, gdzie koniec jest już dokładnie znany. Niemniej nie przeszkadza to w niczym, wszak człowiek to istota ciekawska, dlatego przez całą książkę czuje rosnące zainteresowanie, a w głowie pojawia się ogrom pytań dotyczących owego zakończenia.

"Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" porusza masę problemów, z którymi zmaga się wiele osób - przemoc (seksualna, fizyczna, psychiczna i emocjonalna), homoseksualizm, trudne dzieciństwo, uzależnienia, burzliwe dojrzewanie, obawa przed kolejnym rozczarowaniem ze strony drugiego człowieka, brak umiejętności zaufania komukolwiek, zamiana ról na linii rodzic-dziecko, problem z zaakceptowaniem upływającego czasu, nadużycie zawodowych uprawnień w celu pomocy ofierze.

Pomimo tego, iż w powieści występuje trzecioosobowa narracja, autorka pokazuje punkt widzenia każdej postaci, co pozwala czytelnikowi na jeszcze lepsze zrozumienie różnorodnych mechanizmów, jakimi posługują się konkretni bohaterowie. Co prawda, błyskawicznie domyśliłam się, jaki sekret nosił w sobie Jeremy, jednak przez cały czas trwałam w napięciu i z przyjemnością oraz dużą dozą niepokoju czekałam na dalsze wydarzenia.

Anna McPartlin słynie z lekkiego pióra, poruszania istotnych problemów i przedstawiania ich w przystępnej formie. Jej "Ostatnie dni Królika" zbierają niezwykle pozytywne recenzje, dlatego od dawna mam w planach tę książkę. Niestety do tej pory nie udało mi się sięgnąć po nią, jednak teraz to jedynie kwestia czasu - po tak dobrej lekturze, jak "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu", nie wyobrażam sobie, abym miała nie poznać dalszej twórczości pisarki.

Ową książkę powinni przeczytać wszyscy, zarówno ci przepełnieni tolerancją, jak również osoby uważające, że każdą inność należy zlikwidować. Uważam, że ta powieść powinna wręcz trafić do kanonu lektur, ponieważ porusza tematy idealnie pasujące do wieku młodzieńczego. Nierzadko słyszy się o tragediach spowodowanych nietolerancją, brakiem akceptacji ze strony rówieśników oraz rodziny, a także niemożnością pogodzenia się z własnym "ja". To straszne, że wiele młodych osób niemal od samego początku musi ukrywać własną tożsamość, udawać kogoś innego i dusić w sobie to, co pragnie wyjść na powierzchnię, tylko dlatego, że boi się reakcji ze strony otoczenia. Nie wyobrażam sobie, jak uciśnieni muszą czuć się tacy ludzi... To niemożliwie przykre i smutne.

Ta niepozorna powieść wywołuje masę emocji, a niemal każdy bohater staje się ulubionym. Maisie może stać się wzorem do naśladowania dla wielu kobiet, które są po przejściach. Kobieta robi wszystko, aby zapewnić swojej rodzinie jak najlepsze życie, chociaż nieustannie zjadają ją wyrzuty sumienia spowodowane przeszłością i losem, jaki niegdyś zgotowała swoim dzieciom. Do tego wyrzuca sobie, że miłość nie jest już dla niej, a jej życie powinno opierać się na poświęceniu dzieciom oraz chorej matce. Na szczęście na jej drodze pojawiają się dobrzy ludzie, którzy uświadamiają Maisie, że nie warto rozpamiętywać złej przeszłości, a skupić się na teraźniejszości. Ogromny smutek ogarniał mnie, kiedy czytałam o Bridie, matce Maisie. Jej choroba uświadamia, jak szybko z samodzielnego człowieka pełnego wigoru można stać się kimś bezwolnym, bezbronnym oraz bezrozumnym. Życie ucieka przez palce, dlatego łapmy te chwile, które jeszcze zostały, bo nigdy nie wiemy, kiedy zostaniemy ich pozbawieni...

Erna

ilość recenzji:177

brak oceny 15-09-2016 21:52

Inność ? czy jest powodem do wstydu, gdy nikogo nie rani? Wydaje się, że wszystko w życiu powoli dobiega normy. Wydaje się, bo głosik z tyłu głowy ciągle powtarza, iż zdecydowanie różnimy się od rówieśników. Warto ukrywać prawdziwe uczucia i grać kogoś zupełnie dla siebie obcego?

Maisie niegdyś wyszła za człowieka, który ją zgwałcił. Pocałunek przemienił się w brutalny akt, którego konsekwencją okazał się ślub, nieplanowana ciąża i założenie rodziny. Rodziny nieszczęśliwej i zastraszonej, bo Danny to prawdziwy kat. Czy po ucieczce od kogoś takiego można zaznać spokój? Maisie po dwudziestu latach od tragicznej śmierci syna, Jeremy?ego, znajduje odwagę, aby opowiedzieć swoją i jego historię. O kobiecie, która zawsze musiała być silna i nastolatu próbującym stać się ?normalnym?. Co dokładnie oznacza to słowo i dlaczego Jeremy musiał w imię tego stracić ledwo rozpoczęte życie?

Podeszłam do tej książki dość lekko. Tym bardziej, że od początku znane jest wszystkim zakończenie ? jeden z głównych bohaterów ginie. Początkowo sądziłam, iż niepotrzebnie zdradzono tak ważną informację, od razu, na pierwszych stronach. Może autorka nie przemyślała tego zabiegu? Jednak z kolejnymi kartkami już wiedziałam, to nie była żadna pomyłka. Ta śmierć może łamać serca, ostrzegam. Przyznaję, podeszłam bardzo emocjonalnie do tematu, uroniłam parę łez, ale tuż po ochłonięciu zaczęłam myśleć nad tym, co Anna McPartlin próbowała przekazać. Bomba pełna refleksji, a nieopacznie zrezygnowałabym z lektury. Nie byłam do niej przekonana, chciałam ją zostawić. Kręciłam nosem na zachowania Maisie, zastraszonej i zmęczonej. ?Ja zachowałabym się inaczej? ? na pewno? Jak łatwo oceniać, z perspektywy dość poukładanej rzeczywistości. A ile jest na świecie kobiet, które codziennie muszą walczyć z niezwykłe poważnymi problemami, a mimo tego prą naprzód? Całe mnóstwo.

Absolutnie zauroczył mnie sposób tytułowania rozdziałów. Składają się one z piosenek. Warto się z nimi zapoznać, bo są cudowne i idealnie pasują do akcji. Świetna ścieżka dźwiękowa. Wiem, że ten pomysł staje się coraz popularniejszy, ale nie narzekam na tę modę. Dla osób, które przepadają za muzyką to dodatkowy atut i możliwość głębszego zrozumienia bohaterów. Jakbyśmy oglądali stworzony przez naszą wyobraźnię film. A zaręczam ? w tej książce nie brak niespodzianek, wartkości. I nieubłaganego końca, do którego zmierzają kolejne wypadki. Momentami miałam ochotę cisnąć swoim egzemplarzem o ścianę, bo chyba za mocno zaczęłam współczuć większości bohaterów.

Tak, to właśnie oni są najmocniejszym punktem całości. Szczególnie wielokrotnie wspominany Jeremy, z którym czytelnik nawiąże więź od razu. Nie jest ideałem, jakby mogło się wydawać ? byłoby nudno. Ma swoje wady, ogromne rozterki, przez co staje się bardziej ludzki. Czytając myślałam o Matthew Shepardzie, którego historię warto poznać. Polubiłam też Freda, wydawał się być zbyt miękki i nieporadny. A jednak pokazał oblicze osoby potrafiącej obronić ukochane osoby. I jako wisienka na torcie, babcia Bridie! Zmagająca z demencją, ciągle wspominająca męża, powoli zamykająca w swoim świecie. Ale ciągle dbająca o dobro córki i wnucząt.

Czy to powieść tylko o Jeremym? Nie. McPartlin pokazała różne problemy. Z wielu perspektyw. Gwałt, przemoc domowa, radzenie sobie z człowiekiem chorym, homoseksualizm, uzależnienie od narkotyków. Ciężkie tematy, ale potrzebne. Często zdarza się, że dany autor nie jest w stanie tego udźwignąć, wypada pompatycznie albo po prostu banalnie. Tym razem trafiłam na kawałek dobrej literatury, na długo pozostającej w głowie. W pewnej chwili było mi szkoda, że Maisie to postać fikcyjna. Chciałoby się ją uściskać. Ale wokół żyje dużo takich ludzi, monstrualnie silnych. Samo czytanie przysporzyło tylu emocji, co musiała czuć McPartlin, gdy tworzyła? Czekam na jej dalszą twórczość.

?Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu? polecam przede wszystkim tym, którzy nie boją się trudów i wzruszeń. Warto zaopatrzyć się w paczkę chusteczek, przygotować na późniejsze refleksje. Czy doczekamy happy endu w tak smutnej opowieści? Musicie sprawdzić sami.

Śnieżynka

ilość recenzji:1

brak oceny 15-09-2016 12:17

Powieść, która okazała się totalnym zaskoczeniem. Niesie przesłanie, którego nie spodziewałam się tam znaleźć.

Maisie traci syna. Dwadzieścia lat później decyduje się o tym opowiedzieć. Ta książka to tak naprawdę relacja z sześciu dni, które okazały się brzemienne w skutki dla całej rodziny kobiety, a także sąsiadów, kolegów i koleżanek ze szkoły chłopca.

Wydarzenia opowiedziane godzina po godzinie z perspektywy różnych, uczestniczących w nich osób. Między dialogi wplatane są wspomnienia bohaterów z ważnych momentów w przeszłości, które cokolwiek wyjaśniają, lub miały wpływ na obecny stan. Zakończenie zaskakuje, dziwi i wzrusza. Podejrzewam, że znajdą się też osoby, w których może również wywołać skrajnie inne emocje, nie do końca pozytywne.

Powód śmierci Jeremiego jest trudny do uwierzenia. Nie byłam w stanie go przewidzieć i na pewno nie potrafiłabym się go domyślić.

Książka niesamowicie działa na odczucia Czytelnika, tym bardziej, że ten wie od początku, jaki będzie rezultat poszukiwań chłopca, a na bieżąco czyta o nadziei i pragnieniu matki, by odnaleźć go zdrowego, żywego. I mimo wszystko sam ma taką nadzieję, że jednak wszystko skończy się dobrze!

Według mnie autorka książki pięknie przedstawiła bohaterów. Świetnie wczuła się w daną postać i przedstawiła jej punkt widzenia. Dzięki temu książka trzyma w napięciu od początku aż do końca i trudno się oderwać od treści. Gdy zaczęłam czytać, siedziałam, aż skończyłam.

Książka porusza bardzo ciężkie tematy. Przeżycia, których nikomu nie życzymy, a jednak jest wiele osób, które doświadczają takiej traumy na co dzień. Przemoc rodzinna, alkohol, narkotyki, matki zostawiające swoje dzieci na pastwę ojców, młodzież doświadczająca swych pierwszych intymnych przeżyć. Dołączając do tego bezsilność, paniczny lęk przed oprawcą i grę pozorów, powstaje powieść obyczajowa, która poruszy serce niejednego czytelnika.

Jest kilka absolutnie zaskakujących sytuacji. Wciąż myśląc o zaginionym chłopcu i chęci odnalezienia go żywym, zapomniałam, że są też osoby, których wcale nie chcę w ciągu akcji. A one się pojawią. Prędzej czy później. I tu znów pojawiają się skrajne emocje, które wywołują pewne zachowania bohaterów. Bardzo chciałam, by zachowali się inaczej.

Powieść jest szara i smutna. Radosnych momentów ciężko tu szukać. Nawet jeśli bohaterka jest przez chwilę szczęśliwa, to jednak nie potrafiłam w pełni cieszyć się jej radością. Wiedząc to, czego ona nie wiedziała- że to tylko chwilowe. Dlatego podoba mi się okładka- smutne cienie, tajemnicza postać, choć od razu widzimy w niej Jeremiego. Samotne drzewo w oddali. To wszystko idealnie oddaje klimat historii chłopca i wprowadza nas w odpowiedni nastrój.

Rozdziały są podzielone na daty i godziny. Dzięki temu relacja jest uporządkowana i dokładna. Ciekawie zaaranżowany wstęp do całej historii zostaje pociągnięty aż do końca.

Pochłonęłam tę książkę w jeden dzień, pół niedzieli i po lekturze. Ale po tej szybkiej, wciągającej lekturze, nastąpiło wiele godzin przeżywania tego wszystkiego jeszcze raz. Na pewno znacie ten stan, gdy odstawiacie książkę na półkę, a historia żyje w głowie jeszcze długi, długi czas. To właśnie jedna z tych książek, które tak działają na Czytelnika. Zdecydowanie polecam!

...

Paulina Kaleta

ilość recenzji:105

brak oceny 14-09-2016 15:57

Anna McPartlin to autorka powieści ?Ostatnie dni królika?. Nie czytałam, ale z ciekawości sprawdziłam recenzje, które wychwalają tę właśnie książkę. Dzięki Harper Collins miałam możliwość przeczytania ?Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu?. Zupełnie nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Nie stawiałam żadnych poprzeczek, żeby się nie rozczarować. Na samym początku zaintrygował mnie notka z okładki. Główna bohaterka Maisie wychodzi na scenę (prawdopodobnie w dużej auli) i dzieli się ze studentami bardzo dramatycznym zdarzeniem z przeszłości. Śmiercią syna.

Pierwsze słowo, które nasuwa mi się po lekturze książki to retrospekcja. Główna bohaterka przypomina sobie trudną przeszłość. Związana przez kilka lat z mężem katem postanawia w końcu odejść. Ale nie wszystko wygląda różowo, ponieważ z biegiem czasu córka zaczyna się buntować, matka Maisie zapada na demencję, a praca na dwóch etatach sama się nie wykona. Wsparciem jest dla niej 16-letni Jeremy, który pewnego dnia znika. Od tej pory życie bohaterki skupia się wokół dramatycznych i gorączkowych poszukiwań.

Po przeczytaniu czułam smutek, ból i rozgoryczenie. Fabuła książki jest zdecydowanie nieszablonowa. Autorka wykreowała mroczny świat, w którym przemoc, nietolerancja, bunt są na porządku dziennym. Poza tym narracja wcale nie jest pierwszoosobowa. Bo wydawać by się mogło, że skoro Maisie przytacza historię swojego życia to ona będzie właśnie osobą opowiadającą. Nic bardziej mylnego! Autorka postawiła na narratora wszechwiedzącego, który patrzy na rozgrywające się wydarzenia, ale z punktu widzenia wszystkich bohaterów. Dzięki niemu mamy podgląd na wszystkie postaci: Maisie, Jeremy?ego, Bridie, Freda, Valerie. Zabieg zastosowany przez autorkę bardzo mi się spodobał. Spowodował również to, że z każdym zdaniem byłam bardziej zaciekawiona i zaintrygowana. Zastanawiałam się kto też za chwilę poprowadzi wątek, z czyim punktem widzenia będę mieć do czynienia.

Summary: Smutna i przejmująca historia o strachu, ogromnej stracie, i jeszcze większym bólu, który potęguje się z każdą kolejną stronicą. I który nieprędko minie. Autorka porusza problem miłości, przyjaźni, akceptacji, poszukiwania własnej tożsamości. Po lekturze zobaczycie jak łatwo można skrzywdzić drugą osobę. Nie tylko czynami, ale przede wszystkim słowem. Kolejnym plusem jest także styl pisania autorki, która trudne momenty bardzo często stara się rozładować za pomocą poczucia humoru. Bardzo dobrze jej to wychodzi. Teraz już wiem, że na pewno sięgnę po ?Ostatnie dni królika?.

Wam polecam, ale wiedzcie jedno ? czytacie na własną odpowiedzialność.
...

Bookendorfina

ilość recenzji:1533

brak oceny 14-09-2016 05:05

"To właśnie ten moment, w którym wszystko się zaczyna...
Wytrzymaj. Nie daj się. Żyj dalej i nie poddawaj się."

Dla takich książek warto odłożyć wszelkie czynności, przesunąć plany, czy tak jak ja, zarwać niemal całą noc. Sięgając po powieść, chciałam tylko w nią zerknąć, podejrzeć jaka historia na mnie czeka. Jednak po przeczytaniu kilku stron przekonałam się, że nie potrafię się od niej oderwać, fascynująco wciągnęła mnie w swój świat, oferując bardzo ciekawą fabułę, przedstawioną z ogromną wrażliwością i zrozumieniem, piękną narracją. Anna McPartlin porusza trudne, bolesne i istotne tematy, które warte są uwagi, poświęconego im czasu, przemyślanych refleksji. Dotykają istoty ludzkiego życia, zawierają pełną paletę emocjonalnych barw, różnorodnych odcieni miłości, przyjaźni, zaufania, szacunku, ale również krzywdy, zdrady, tęsknoty, niedojrzałości i nietolerancji.

Powieść wzruszająco przemawia do czytelnika, głęboko wstrząsa, wiele w niej czułości, ciepła i delikatności, jednocześnie bólu, zranienia, straty i niesprawiedliwości. Sporo o dotkliwej chorobie, przemijaniu, paraliżującym strachu, niezrozumieniu, poczuciu winy i wyrzutach sumienia. Jednak zawsze pojawia się nadzieja, silna wiara, gotowość do walki z przeznaczeniem, trwania przy pragnieniach i marzeniach, wbrew tragediom, przeciwnościom losu, ludzkiej nieczułości, skłonnościom do wydawania pochopnych i fałszywych opinii. Jestem pod ogromnym wrażeniem zakończenia, cudowna klamra spinająca wszystkie wątki, nadająca im jeszcze więcej ludzkiego blasku, popychająca ku człowieczeństwu, umiejętności wybaczania i akceptacji drugiego człowieka.

Książka, która dostarcza mnóstwo czytelniczej satysfakcji, rewelacyjna w swej wymowie i przesłaniu, wzbogacająca wewnętrznie, pozostawiająca w umysłach i sercach trwały ślad. Warto podążać jej tropem, wczytywać się w kolejne rozdziały odsłaniające prawdę, poznać rozmaitość wątków i siłę wyrazistości postaci. W zasadzie każdy bohater ma do opowiedzenia wyjątkowo ciekawą historię, bogaty bagaż własnych doświadczeń, intrygujące zdarzenia w życiu, a wszyscy ze sobą zespoleni więzami rodzinnymi i wzajemną przynależnością. Ujawnia się ogromna siła lub słabość rodziny, szacunek lub pogarda, duma lub wstyd, akceptacja lub odrzucenie, radość lub smutek.

Maisie Bean-Brennan będzie za chwilę, po raz pierwszy, przemawiać w ogromnej auli przed gronem słuchaczy, odczuwa wielką tremę i zdenerwowanie, bo czyż można swobodnie i spokojnie opowiadać o tragicznej historii, która spotkała jej rodzinę, naznaczyła los wielu osób ogromnym bólem i cierpieniem? W jaki sposób dotrzeć do publiczności z apelem i istotnym przesłaniem wypływającym z głębi serca, zwrócić uwagę na to, co słuszne i szczere, skłonić do przyjęcia wyzwalającej prawdy? Z pewnością jest o co walczyć, co uświadamiać i czego nauczyć, ale czy uda się to zrobić?

...

Michał Lipka

ilość recenzji:1979

brak oceny 12-09-2016 19:22

ŻYCIE WZIĘTE GWAŁTEM

W tym roku mija dokładnie dziesięć lat, od chwili, w której zaczęła się pisarska kariera irlandzkiej autorki Anny McPartlin. To dobra okazja by na naszym rynku pojawiła się kolejna powieść jej pióra ? szczególnie, że pierwsza wydana w naszym kraju, ?Ostatnie dni Królika? była naprawdę znakomitą książką potrafiącą poruszyć chyba każdego. Przed ?Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu? stało więc nie lada zadanie zaspokojenia czytelniczych oczekiwań, ale powieści udało się z niego wybrnąć naprawdę w dobrym stylu.

Masie nigdy nie miała łatwego życia. Kiedy była zaledwie osiemnastoletnią dziewczyną, randka, na którą poszła, bo łatwiej było się zgodzić niż odmówić, miała tragiczny finał. Pocałunek zamienił się w gwałt, choć Masie dopiero dekadę później zrozumiała w pełni prawdę o tym, co jej się przytrafiło. Ze strachu została ?dziewczyną? Danny?ego, swojego oprawcy, którego planowała jak najszybciej rzucić. Niestety wtedy okazało się, że jest w ciąży i młodziutka Masie została zmuszona wyjść za ojca dziecka i spędzić u jego boku życie. Danny miał swoje dobre strony, ale przede wszystkim nył oprawcą, katem. Chorym, brutalnym człowiekiem, który znęcał się nad nią i synem. Synem, którego Masie straciła w noworoczną niedzielę roku 1995, kiedy ten miał zaledwie 15 lat; straciła równie brutalnie, jak został poczęty. Teraz, równo dwie dekady po tym wydarzeniu staje przed ludźmi i w ramach wykładu, choć jest kobietą nie posiadającą należytego wykształcenia, zaczyna snuć historię swojego życia, dojrzewającej w niej siły, która stawała się zarzewiem buntu i straty?

?Gdzieś tam?? różni się pod wieloma względami od ?Ostatnich dni Królika?. Wielkie wrażenie można zrobić tak naprawdę tylko ten jeden, pierwszy raz, wszystko co następuje potem jest już rozpatrywane przez jego pryzmat. Tak jest też w tym przypadku. ?Królik?? wywarł na mnie niezatarte, przejmujące wrażenie. Poruszył, chwycił za gardło, sponiewierał. Po ?Gdzieś tam?? wiedziałem więc czego mogę się spodziewać i to właśnie dostałem. Wrażenia były więc mniejsze, niż w przypadku tej pierwszej przygody z twórczością McPartlin, ale ? co muszę zaznaczyć ? nieznacznie mniejsze.

Historia Masie bowiem przejmuje, smuci, częstokroć także przeraża. Wątek straty, wątek życia wbrew sobie z człowiekiem, z którym nie chce się mieć nic wspólnego ma wielką siłę, chociaż mógł wypaść naiwnie. Bo i był już wiele razy, i brzmi dość nieprawdopodobnie. A jednak autorka przedstawiła go w realistyczny, prawdziwy sposób. Podobnie rzecz tyczy się losów śmierci jej syna, które mają w sobie coś z kryminalnego ujęcia tematu, ale bynajmniej ani trochę nie oderwanego od przyziemności całej reszty. Do tego McPartlin zafundowała całe mnóstwo emocji i wzruszeń podanych łatwym w odbiorze, przyjemnym stylem, oferując także wiele skłaniających do myślenia kwestii.

A zatem polecam gorąco, bo naprawdę warto. I warto także śledzić rozwój kariery tej ciekawej autorki, która potrafi poruszyć niejedną nutę w sercu. A przy okazji mieć nadzieję, że w Polsce ukażą się wszystkie wcześniejsze jej powieści.

www.przychylnym-okiem.blog.onet.pl

ilość recenzji:189

brak oceny 12-09-2016 17:52

34-letnia Maisie Bean jest samotną matką, która wychowuje dwójkę dzieci i pracuje na dwa etaty, by związać koniec z końcem. Kobieta nigdy nie miała łatwego życia, nawet gdy po latach małżeństwa pełnego przemocy i upokorzeń udało jej się wreszcie uwolnić od znęcającego się nad nią męża, który niespodziewanie zniknął z jej życia. Początkowe szczęście i poczucie bezpieczeństwa zaburzyła choroba jej matki; demencja sprawiła, że kobieta stała się agresywna i nieprzewidywalna i wymagała ciągłej uwagi. Wielką podporą był dla niej 16-letni syn - dobry, spokojny i uczynny chłopak, który nie sprawiał problemów i chętnie opiekował się ukochaną babcią. Gdy Jeremy pewnego dnia nie wrócił do domu, świat Maisie wywrócił się do góry nogami, jednak nie spodziewała się, że nagłe zniknięcie syna stanie się początkiem wielkiej tragedii, która na zawsze zmieni jej życie.
Z twórczością irlandzkiej pisarki, Anny McPartlin miałam okazję po raz pierwszy się spotkać czytając jej bestsellerowe ?Ostatnie dni Królika?. Książka wywarła na mnie dobre wrażenie, jednak nie udało jej się mnie zachwycić i dosyć szybko o niej zapomniałam, dlatego wahałam się przed sięgnięciem po jej kolejną powieść. Bardzo pochlebne opinie na zagranicznych portalach ostatecznie mnie przekonały i postanowiłam dać kolejną szansę autorce. I muszę przyznać, że żałowałabym, gdybym tego nie zrobiła, bo książka ?Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu? zrobiła na mnie niesamowite wrażenie i okazała się dokładnie taką lekturą, jakiej szukałam ? emocjonującą i poruszającą czułe struny duszy. Mimo iż od początku wiedziałam, jak zakończy się ta historia, do samego końca miałam nadzieję, że przyjmie inny obrót. I ostatecznie skończyłam ze złamanym sercem i masą ambiwalentnych odczuć.
?Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu? to przede wszystkim historia o tragediach ? tych małych i tych wielkich; tragediach, które były nieuchronne, ale też tragediach, których można było uniknąć, gdyby świat nie potępiał inności i wykazywał większą tolerancję dla tych, którzy tacy byli. Annie McPartlin udało się stworzyć niezwykle poruszającą, angażującą emocjonalnie i zapadającą w pamięć opowieść, która trafia do serca i zmusza do refleksji. Już dawno nie miałam okazji zapoznać się z tak wyrazistą i niebanalną pozycją, która wywołałaby we mnie tyle sprzecznych uczuć. ?Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu? to jedna z tych nielicznych i wyjątkowych książek, które mają coś wartościowego do przekazania i które się przeżywa, dlatego serdecznie zachęcam do sięgnięcia po nią. Dla fanów twórczości autorki lektura obowiązkowa!

www.swiatmiedzystronami.blogspot.com

ilość recenzji:1

brak oceny 11-09-2016 12:47

Annę McPartlin, a raczej jej pierwszą książkę miałam już okazję poznać jakiś czas temu. Pod czas jej czytania przeżyłam chwile radości i dramatu. Doświadczyłam łez szczęścia i smutku. Dlatego bez wahania sięgnęłam po "Gdzieś tam...", bo w głębi serca czułam, że się nie zawiodę i autorka spełni moje oczekiwania. Jak na razie obie jej książki poruszają poważne tematy - zastanawiam się czy pojawi się kolejna i czy też będzie skrywała jakieś tragedie i dramaty. Poczekamy to zobaczymy, a na razie wróćmy i zobaczmy co kryje się w tej książce...

Masie to młoda kobieta, która ma za sobą związek z katem.Jej pierwsze dziecko jest owocem gwałtu, a ona odchodzi od męża w chwili, gdy prawie umiera od urazu głowy jaki u niej spowodował, a synowi, który stanął w jej obronie ojciec łamie rękę. Poznajemy ją w momencie, gdy wygłasza swój pierwszy w życiu wykład. Niestety nie jest on taki zwykły, a już na pewno nie jest przyjemny. Kobieta opowiada jak dwadzieścia lat temu w 1995 roku w noworoczną niedzielę straciła swojego ukochanego syna. Piętnastoletni wówczas Jeremy zginął choć miał przed sobą całe życie. Zginął, bo nie było mu pisane być sobą. Zamknięty w sobie, skryty i wręcz panicznie bojący się iż wyda się to, że nie jest "normalny". Gdy ulega i się otwiera dochodzi do wypadku...

"Śmierć mojego syna była straszliwym wypadkiem, ale do tego wypadku doprowadziło wielu ludzi. Ludzi takich jak ja albo niektórzy z was. (...) Ludzi, którzy współczują homoseksualistom strasznego życia - ale to straszne życie wynika właśnie z tego, że ktoś im współczuje. (...) Nikt nie powinien czuć się obywatelem drugiej kategorii ze względu na płeć czy orientację seksualną"*

Historia, którą pokazuje nam McPartlin poprzez Masie Bean nie jest ani przyjemna ani radosna. Ma w sobie wiele bólu, a z każdą stroną jest go więcej. Dobrze wiemy, że ból nie mija. Może zelżeć, ale jego cień będzie zawsze gdzieś wokół nas. Podejrzewam, że autorka jako osoba, która ma za sobą związek z tyranem i również straciła syna włożyła w tę historię wiele serca i ducha. I choć w porównaniu z "Ostatnimi dniami Królika" ta książka wydaje mi się trochę słabsza to nigdy nie zrezygnuję z czytania jej pozycji. Zgłębiając obie powieści odczujemy wiele emocji, a ja osobiście bardzo to doceniam. Ciekawe w tej książce jest to, że historia opowiadana jest oczami różnych osób. Jeremyego, który ukazuje nam swoje problemy, rozterki i przeżycia, Masie - matki przerażonej zaginięciem syna, Valerie - młodszej siostry, która czuje się winna i Bridie - babci, która cierpi na demencji. Daje to na prawdę niesamowity efekt. Zachęcam do przeczytania nie tylko płeć żeńską, ale i męską - warto!

* - "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" Anna McPartlin - str. 396

JolaK

ilość recenzji:350

brak oceny 10-09-2016 10:55

Maise Bean samotnie wychowuje dwunastoletnią córkę i szesnastoletniego syna, opiekuje się matką z demencją, przez cały tydzień pracuje w gabinecie dentystycznym, a na weekendach dorabia sprzątając w fabryce. Stara się utrzymać rodzinę i zapanować nad codziennością.
Jej córkaValerie głośno słucha muzyki, nosi czarne ubrania i często przesiaduje zamknięta w swoim pokoju. Przeklina, kłóci się i ciągle sprawia kłopoty przez co Maise wzywana jest na rozmowy do dyrektorki szkoły.
Syn Jeremy jest przeciwieństwem siostry i jest ,,złotym", kochanym chłopcem. Jest odpowiedzialny i dba o siostrę, mamę oraz babcię. Nie sprawia żadnych kłopotów, dobrze się uczy, ma przyjaciół i dziewczynę, pomaga bezinteresownie ludziom w potrzebie. Wiele przeżył w dzieciństwie i szybko dorósł.
Babcia Bridie dopóki nie zaczęła zmagać się z demencją była łagodna i miła, ale choroba spowodowała, że zaczęła mieć wybuchy gniewu, agresji i wtedy kopała, gryzła, popychała wszystkich dookoła, a szczególnie swoją córkę Maise.

1 stycznia 1995 r. życie całej rodziny ,,wywróciło się do góry" i uległo całkowitej zmianie.

Anna McPartlin w książce ,,Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" porusza temat przemocy domowej, demencji i homoseksualizmu. Wydarzenia zostały przedstawione z perspektywy całej rodziny, a także policjanta i przyjaciółki Maise. Dzięki temu obraz sytuacji jest pełniejszy i bardziej przejmujący.

Mąż regularnie katował i poniżał Maise. Kobieta przez długi czas ukrywała to i siniaki maskowała pudrem, ścierała krew ze ścian i innych powierzchni, w absurdalny sposób tłumaczyła się ze swoich ran. Bójki w domu szczególnie odcisnęły się w umyśle Jeremygo. Bronił mamy, gdy ojciec uderzał jej głową o ścianę. Zapłacił za to złamaniem ręki, gdy ojciec go odepchnął z całej siły, ale uratował mamę, dzięki niemu żyła choć przeszła operację. Maise odeszła od męża i miała wsparcie matki dopóki ta nie zachorowała, i zaczęła odchodzić kawałek po kawałku...

Autorka bardzo wiarygodnie przedstawiła problem demencji, te momenty były dla mnie porażające. Anna McPartlin weszła w umysł Bridie i pokazała co tam się dzieje. Jeśli babcia była wypoczęta zachowywała się spokojniej. Czasami jednak potrafiła chodzić przez całą noc po domu szepcząc coś do siebie lub nucić piosenki z lat młodości. Wnuka brała za męża i wynikały z tego zabawne lub krępujące sytuacje. Stawała się agresywna i przez cały czas musiała mieć opiekę, by nie zgubić się lub nie zrobić sobie krzywdy. Widać jak bardzo opieka nad osobą z demencją jest obciążająca dla rodziny.

Problem homoseksualizmu ukazany został z różnych stron i dostrzec można, jak nawet w nieświadomy sposób można skrzywdzić osobę o odmiennej orientacji seksualnej. Młodzież i osoby dorosłe mówią, że coś jest ,,pedalskie", gdy im się to nie podoba, albo nazywają kogoś ,,gejem", bo dostrzegają w nim delikatność i słabość. W ten sposób fundują ból, wstyd, poczucie winy i strach osobom, które też kochają.

Anna McPartlin ma wyjątkowy dar pisania o ważnych i bolesnych tematach w lekki i zabawny sposób. Trudne momenty rozładowuje humorem. Balansuje uczuciami i obok śmiechu pojawiają się łzy i refleksja. Skradła moje serce swoimi historiami i mam nadzieję, że wkrótce w Polsce zostanie wydana jej kolejna powieść, na którą z niecierpliwością będę czekać.

Thievingbooks

ilość recenzji:1

brak oceny 9-09-2016 09:34

Autorka opisała historię zwykłej rodziny, która została potraktowana przez los naprawdę okrutnie i spotkało ją wiele złego. I niech nikt mi nie mówi, że tyle nieszczęście na raz jest niemożliwe - nie znacie powiedzenia, że gdy coś się wali, to wali się wszystko dookoła? Jeśli nie, na pewno poznacie znaczenie tych słów właśnie w tej powieści.

Musicie poznać całą lekturę, by dojrzeć w niej przesłanie. A jeśli już zrozumiecie co chciała przekazać Wam autorka - zaniemówicie. Wiem to z własnego doświadczenia, bo - nie wspominając już o przepłakaniu co najmniej dwudziestu ostatnich stron - do teraz nie potrafię się otrząsnąć po tym co przeczytałam. Jest mi tak strasznie, niewyobrażalnie przykro, że bohaterów tej książki spotkał taki los i czuję się zupełnie bezradna w stosunku do otaczającego nas świata.

Właśnie takie książki powinny trafić do kanonu lektur szkolnych - proste, szczere i tak piekielnie intensywne w swoim przesłaniu, że niemal niemożliwe. Jak to jest, że autorka najpierw przedstawia nam prawdziwych, wiarygodnych bohaterów, do których od razu się przywiązujemy, a później powoli i - jak się okazuje - bardzo boleśnie prowadzi nas do zaskakującego rozwiązania? Przygotujcie się na mądrą historię i morze łez, to nieuniknione. Gorąco polecam!