Włodzimierz Kowalewski w powieści „Excentrycy” przenosi czytelnika w szary świat Ciechocinka lat sześćdziesiątych, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na chwilę nabiera barw. Za czarodziejską różdżkę służy przyjazd głównego bohatera, Fabiana. Fabian przez część życia mieszkał w Wielkiej Brytanii. Wcześniej pływał na ekskluzywnych statkach grywając w jazz bandach i orkiestrach, modne, amerykańskie szlagiery. Grał, śpiewał, tańczył. Poznał światowy blichtr a za razem i prawdziwe oblicza emigracji. Nagle, z niewiadomych, niezrozumiałych dla rodaków przyczyn, wraca. Tu, w państwie z którego wszyscy chcą uciec, gdzie, nic nie jest naprawdę, Fabian dalej robi to, co robił przez całe życie, w każdym innym miejscu i rzeczywistości, to, co jest jego pasją, sposobem na życie, zawodem, codzienną radością...gra na trąbce. Nie musi o nic się martwić, jest w pewien sposób poza rzeczywistością. Ma przecież pieniądze, przywiózł trochę ekskluzywnych towarów nie dostępnych w kraju, inne kupi, jeśli tylko będzie chciał, ma zagraniczny, robiący furorę samochód, nie dotyczą go troski niedostępności podstawowych produktów i opresywność systemu politycznego. Czas spędza grając na trąbce. Szybko gromadzą się wokół niego inni fascynaci, miejscowi muzycy, galeria osobowości. Tworzą niezwykły zespół którego repertuarem są amerykańskie szlagiery jazzowe. Gdy zaczynają występować - zachwycają. Fascynują się nimi nawet lokalni notable partyjni. Pary wirują na parkietach. W obskurnych świetlicach Ciechocinka unosi się przez chwilę atmosfera luksusu. Fabian przykłada do oka szkiełko, pamiątkę po zmarłym synu, które zniekształca rzeczywisty obraz i zainspirowany gra kolejne, wirtuozerskie partie solowe. Miasteczko na chwile ożywa. Na gruncie wspólnej pasji miedzy muzykami tworzą się przyjaźnie. Pojawia się romans. Wkrótce też Fabian odnajduje dawny pamiętnik tajemniczego literata przesiąknięty artystowską atmosferą międzywojnia i sam, czytając te notatki, wsiąka w dawno miniony świat. Rzeczywistość przeplata się z bajkowością. Nie ma mowy o ucieczce od przytłaczającej rzeczywistości PRLu, a raczej, o nowych światach, które w sposób niejako naturalny przynosi, otwiera ze sobą sztuka, muzyka.
Fabuła właśnie i ten rodzaj lekkości, bajkowości całej historii Fabiana i szalonego jazz-bandu z Ciechocinka, są w tej powieści bardzo cenne. „Excentrycy” to szalona, barwna, chciałby się rzec, „niepolska” historia. Prezentują ten wymiar lekkości literatury, który nie jest lekkością tanią, stawiającą powieść Kowalewskiego na półce z „lekturą na plażę” a za razem zdecydowanie jest lekkością dającą odpoczynek, radość czytania. Mimo, że powieść zanurzona jest w czasach PRLu, szarego, polskiego kurortu-uzdrowiska, autor unika niebezpieczeństw echa rozliczeniowości, swoistej martyrologii narodu do której przyzwyczaiła nas przez lata polska literatura i z której, niestety do dziś, nie do końca się otrząsnęła. Potrzeba polskiej literaturze takiego właśnie wentyla, historii prostych, nawet naiwnych a za razem na dobrym poziomie. W tym wymiarze są „Excentrycy” nową jakością wartą polecenia.