"Czy zmarli mogą się bać?"
Są serie kryminalne, które nie prezentują ambitnej i rzucającej na kolana przygody czytelniczej, lecz przywykliśmy do bohaterów i polubiliśmy styl autora, zatem chętnie sięgamy po kolejne tomy. I tu właśnie przykład takiego cyklu, czterdziesta czwarta odsłona oblicza śmierci i wciąż z ciekawością zapoznaję się z nimi. Nie przeszkadzają mało chronologiczne spotkania z tomami, świetnie odnajduję się w z nich, bez znajomości kompletu wcześniejszych. Wystarczająco dobrze poznane kluczowe postaci, Eve i Roarke, intrygująco i na zasadzie kontrastów zestawiona para. Wiemy doskonale, czego się spodziewać po nich, nie zaskakują postawami i czynami, ale wytwarzają klimat, do którego chce się wracać. Mieszanka dobrze skrojonej zagadki detektywistycznej i nieco mniej już zajmujących opisów życia prywatnego bohaterów, wzbogacona szczyptą humoru i zwróceniem uwagi na wybrany problem społeczny. Książkę czyta się dobrze, lekka narracja, nie wymaga intensywnej pracy szarych komórek, ale daje poczucie relaksu, chwilowego zapomnienia bolączek codzienności, sympatycznie wypełnia wolny czas.
Ambitna i skuteczna porucznik Eve Dallas z nowojorskiej policji i jej podwładna detektyw Peabody rozwiązują sprawę okrutnego potraktowanego młodej kobiety i zabicia jej starszego o ćwierć wieku męża. To nie pierwsze małżeństwo pokrzywdzone przez brutalnego napastnika, wcześniej miały miejsce podobne w schemacie działania napady, jednak z każdym razem brutalność sprawcy wzrasta, następuje eskalacja przemocy pod każdym względem. Znając pióro pisarki, konwencje tworzenia scenariusza zdarzeń i portretowania bohaterów, dość szybko typujemy tożsamość sprawcy, jednak do ostatnich stron nie mamy wymaganej pewności. W fabułę wkradło się kilka nieścisłości, choćby to, że z racji przebywania w dwa tysiące sześćdziesiątym pierwszym roku, to urozmaicające ze strony autorki przywołanie elementów przyszłości, zabójstwa są intensywnie nagłośnione medialnie, występują zaawansowane technologie, a jednocześnie potencjalni świadkowie nic o nich nie wiedzą, za to znają doskonale nieistotne fakty. Inny przykład, detektyw podaje miejsce przebywania ofiary jednym, niekoniecznie związanym relacjami rodzinnymi osobom, a przed drugimi zasłania się klauzulą tajności, kiedy to właśnie one mają największe prawo do poznania adresu.
bookendorfina.pl
Opinia bierze udział w konkursie