Dzień czwarty to drugi tom cyklu Troje. Poprzednia część mi się podobała, jednak nie wzbudziła we mnie ochów i achów, których oczekiwałam. Kiedy pojawiły się zapowiedzi nowego tytułu, stwierdziłam, że zrobię drugie podejście do twórczości autorki i może tym razem dam się pochłonąć historii. Na pewno nie jest to najlepszy thriller jaki czytałam, ale zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu niż Troje.
Sarah Lotz ukazuje wydarzenia z punktu widzenia wielu postaci. Było to strzałem w dziesiątkę, dzięki temu mogłam śledzić akcję w kilku miejscach, nie będąc przywiązana do jednego bohatera. A na statku działo się sporo, od przelotnych romansów, poprzez bójki, do zjawisk nadprzyrodzonych. Właściwie każda z opisanych osób miała jakieś ?przygody? na statku, u każdego coś się działo, nie było wielkich przestojów akcji. Bohaterowie nie zawsze mieli ze sobą kontakt, często w ogóle się nie znali, mimo to ich historie zazębiały się, prowadziły do wspólnego zakończenia.
Czy był tam dreszczyk emocji? Byłam zaintrygowana fabułą, chciałam wiedzieć co będzie dalej i z chęcią kontynuowałam lekturę. Nie byłam jednak przerażona, nie odczuwałam napięcia, nie zmroziło mi krwi w żyłach. Pomysł był dobry, chociaż na pewno nie oryginalny i wyjątkowy, a zapewne znawcy tematu byliby w stanie podać znacznie mroczniejsze opowieści (chętnie się z nimi zapoznam).
Jak wspomniałam wcześniej, akcję śledziłam z perspektywy kilku bohaterów. Trzeba przyznać autorce, że udało jej się zróżnicować towarzystwo. Była starsza pani, wdowa, wraz ze swoją przyjaciółką. Asystentka znanego medium, szczerze nielubiąca swojej pracodawczyni. Bloger próbujący nawiązać kontakt z medium i udowodnić, że kobieta kłamie. Filipinka z obsługi VIPów, która poświęca się pracy, aby polepszyć swoje życie. Ochroniarz, były policjant, ukrywający wielki sekret. Lekarz, który musiał zrezygnować z kariery i podjąć się pracy na statkach. Pełna gama bohaterów, każdy inny, każdy posiadający swój sekret i znajdujący się na okręcie z różnych powodów (uwierzcie, że przynajmniej jeden z nich nie przyszedłby Wam do głowy).
Dzień czwarty nie znajdzie się w czołówce moich ulubionych książek, nie był również mrożącym krew w żyłach thrillerem, jak zapowiadano, ale był ciekawą lekturą. Przeczytałam ją szybko, odprężyłam się przy niej, więc spełniła swoje zadanie. Zaprawieni w bojach czytelnicy mogą nie być zachwyceni historią, ale mniej oczytani w thrillerach powinni być zadowoleni. Ja jestem i na pewno znów sięgnę po powieść Sarah Lotz.