Kim jest kobieta?
Szczerze? Bardzo byłem ciekaw tej książki. Bardzo bym też prosił wszystkich czytających tę opinię, żeby ? skoro już zaczną ją czytać ? doczytali ją do końca, a nie omijali szerokim łukiem i machali na nią ręką z uwagi na fakt, że opinię napisał facet. Jeśli chcecie, potraktujcie wszystko co poniżej jako męskie spojrzenie na kobiecy świat przez pryzmat niniejszej lektury ;)
Zacznijmy może od tego, że ?Druga płeć? postrzegana jest jako jedna z najważniejszych książek dotyczących kobiecej tożsamości i szeroko pojętego feminizmu. Co do samego feminizmu ? nazywana jest ona czasem jego wykładnią, a nawet swoistą biblią. Stąd moje zainteresowanie tą pozycją. Jak tu bowiem nie być ciekawym czegoś, co w pewien sposób określa spojrzenie na świat przed drugą płeć? :)
Całokształt książki sprowadza się do nieciekawie może brzmiącego, ale w założeniu autorki sensownego spojrzenia na feminizm w kontekście założeń filozofii egzystencjalnej. Brzmi to bardzo mądrze i z pozoru skomplikowanie, ale w gruncie rzeczy nie ma w tej książce jakichś niejasności czy zawiłości ? czyta się to wszystko płynnie, bez przestojów i raczej z pełnym niż niepełnym zrozumieniem tematu. Autorka nie żongluje żadną niezrozumiałą terminologią i chwała jej za to.
Kolejne rozdziały to jedno wielkie, przekrojowe spojrzenie na kobiecy świat. W każdym prawie jego aspekcie, najważniejszy jest jednak ten społeczny oraz psychologiczny. Autorka snuje rozważania o kobiecości w odniesieniu do pełnionych przez płeć piękną ról społecznych (córka, żona, kochanka, babcia), a także zawodowych (przy podkreśleniu szczególnej wagi i znaczenia kobiecej emancypacji), a całość odnosi do psychologicznych aspektów funkcjonowania kobiety w społeczeństwie i w rodzinie. Wywody te bywają interesujące, ale czasem przesiąknięte są one wszechobecnym w książce feminizmem, prawem do emancypacji, dążeniem do równouprawnienia, a także (często) rewizjonizmem w odniesieniu do kształtu świata, w którym kobiety co prawda funkcjonują, jednak nienawidzą faktu, iż ów świat zbudowali mężczyźni.
Wiele wywodów autorki jest sensownych i w wielu miejscach należy się z nią zgodzić. Nawet mężczyzna może przyznać rację części zawartych tutaj wniosków, lecz? nie wszystkim. I to bynajmniej nie przez jakiś seksizm, czy negację idei równouprawnienia ? nic z tych rzecz! Jeśli z czymś się w tej książce zgodzić nie można, to bardziej ze sposobem przedstawiania kobiet, z częścią wniosków które są w ewidentny sposób przestarzałe, a także z nutką wojującego marksizmu, którą niestety da się w pewnych miejscach wychwycić.
Co jest złego w sposobie przedstawiania płci pięknej w tej książce? Przede wszystkim to, że autorka bardzo często opisuje kobiety ? I CZYNI TO KOBIETA! ? jako takie w zasadzie? ?nie wiadomo co?. Naprawdę!; punktem wyjścia do przedstawiania sytuacji kobiet jest w książce bardzo często sprowadzanie jej do bezwolnych, uciemiężonych stworzeń, które są wręcz upodlone, niezdolne do podejmowania decyzji, i nagle dzieje się COŚ, co pozwala im wstać z kolan, podnieść w górę zaciśniętą pięść i krzyczeć ?DOSYĆ!? Naprawdę? To jest właściwe przedstawianie sprawy? Jako facet nie neguję, że pełne równouprawnienie we współczesnym świecie nie do końca w wielu kwestiach istnieje, ale przedstawianie tego nieomal jako trzymanie kobiety w łańcuchach bezwolności, które przez słuszny gniew zostają przez tę przebudzoną do samoświadomości istotę zerwane? Lekka przesada :) Nikt nie twierdzi, że kobiety na przestrzeni dziejów nie były często traktowane w sposób drugorzędny, jednak przedstawienie tego w TAKI sposób to raczej, delikatnie mówiąc, niepotrzebne podsycanie nastrojów? Mówiąc zaś dosadnie? to czysta demagogia i dorabianie bzdurnej ideologii.
Negatywnym zjawiskiem jest także przewijająca się w książce nutka marksizmu? Autorka nieraz grzmi w stylu ?każdemu według potrzeb!?. Hmm? Jak to się ma do IDEI równouprawnienia, w której każdy powinien mieć równe szanse i równe zasady rywalizacji? To o czym czasem się w tej książce pisze bardziej przypomina komunizm, a w najlepszym przypadku przekonywanie do wprowadzania jakichś parytetów? A czyż nie powinno być tak, jak według starej amerykańskiej zasady: ?jesteś dobry? - ścigaj się ze mną i niech wygra lepszy??
Mam też wrażenie, że autorka książki w kilku co najmniej miejscach próbuje samą kobiecość jako taką? obrzydzić. Zohydzić. No bo jaki inny cel może mieć porównywanie macierzyństwa do ?noszenia w brzuchu, w martwej ciemnej macicy, jakiegoś galaretowatego tworu, który stworzony z niebytu dąży z każdą chwilą do nieuchronnej śmierci?? Cytat nie jest może dosłowny, ale oddaje istotę rzeczy ? autorka nie raz i nie dwa po prostu chce chyba zohydzić kobietom ich własną kobiecość.
Więcej poniżej:
...