Śmierć. Fakt straszny tragiczny nieuchronny, ale zawsze nie do pogodzenia. Szczególnie jeśli umiera druga połowa i to niespodziewanie, znienacka, za wcześnie
Książka jest listem do żony, która zginęła w wypadku samochodowym, który stał się też udziałem Bohlmeijera i jego dwóch córeczek. Jest też swego rodzaju psychoterapią. Autor, zmuszając się do powrotu do tragicznych przeżyć, powoli godzi się z tym, co się stało, układa swój świat na nowo. A ponieważ nie stara się ubrać wspomnień w piękny literacki język, czytelnik nawet nie wie, kiedy staje się uczestnikiem życia Arno i jego córek nawet nie wie, kiedy budzi się z odrętwienia po wysłuchaniu spowiedzi zbolałego mężczyzny, jeszcze czując łamanie w krzyżu przez długie siedzenie na szpitalnym stołku przy jego łóżku
Śmierć w literaturze jest przeważnie ujmowana patetycznie. Nic w tym dziwnego; wobec zdarzenia tak bardzo niezrozumiałego, człowiek stara się znaleźć sens najczęściej w rzeczywistości metafizycznej; a tą opisać najłatwiej językiem podniosłym, abstrakcyjnym.
Tego nie ma jednak w tej książce. Arno Bohlmeijer, mimo iż opisuje swoje własne przeżycia związane z wypadkiem i ze śmiercią żony, posługuje się językiem dalekim od patosu. Stąd opis jest dla czytelnika jak zimny prysznic.
Ta książka nie jest wcale łatwa i przyjemna. Nie jest ckliwym, wyidealizowanym opisem zmarłej żony. I wcale nie musi budzić nadziei na to, że jutro będzie nowy dzień i na to, że czas leczy rany. Jest bardzo rzeczywistym, wręcz naturalistycznym opisem fizycznego bólu, który góruje nad zmartwieniami dotyczącymi żony i dzieci. Jest manifestem niesprawiedliwości losu i buntem wobec stawienia czoła rzeczywistości.
Ale jest też nieśmiałym, ale pięknym podziękowaniem. Podziękowaniem dla przyjaciół, którzy nie opuszczają. Dla rodziny, która mimo wszystko jest. Dla żony, że była, ale też za to, że odeszła. Jednak nade wszystko jest ukazaniem miłości prawdziwej nie serduszek, cukiereczków, kwiatuszków, ale miłości, która każe odejść, nie godząc się na cierpienie ukochanej, mimo swojego bólu.
Radzę czytać Do nowego anioła wolno, nie przegapić tego subtelnego powiewu prawdziwego uczucia; uczucia silniejszego niż śmierć