Książka ,,Daddy Cool" przeleżała już trochę czasu na mojej półce. I gdyby nie to, że spadła za moją półkę na książki i dopiero niedawno mogłam odsunąć półkę na tyle, żebym mogła ją wyjąć, to z pewnością jej recenzja już dawno pojawiłaby się na moim u. Cóż, nie będę ukrywała, że sama okładka tej powieści jakoś zbytnio nie zachęca czytelników do tego, by po nią sięgnąć. Kolejna ,,goła klata" i przystojny mężczyzna na okładce. Jednakże warto pamiętać, że nie ocenia się książki po okładce, więc znając prozę Penelope Ward dałam jej po raz kolejny szansę licząc na to, że znowu miło się zaskoczę. Szkoda jednak, że nie miało to zastosowania w tym przypadku.
(...)
Penelope Ward jak zwykle pisze bardzo lekko, więc całą tę historię czyta się bardzo szybko. Mimo wszystko cała ta powieść wcale mnie nie kupiła. Po prostu przez połowę książki się nudziłam. Mam wrażenie, że autorka przedobrzyła. Z jednej strony czułam, że cała ta relacja pomiędzy Frankie i Mackiem jest bardzo piękna, widać było, że ci dwoje bardzo do siebie pasują, chemia pomiędzy nimi była bardzo duża. Jednak z drugiej strony miałam wrażenie, że wszystko jest zdystansowane, nie przeżywałam praktycznie żadnych emocji podczas czytania. Owszem, cała historia tej dwójki bohaterów jest piękna, w końcu pokazuje, że miłość to bardzo silne uczucie, a bycie na siłę z kimś innym, kogo się nie kocha nie zastąpi nam chwil z ukochaną osobą. Ale po drodze autorce zabrakło chyba tej magii. Na pochwałę zasługuje za to poruszenie wielu trudnych tematów, takich jak zaburzenia OCD, trudność w nawiązywaniu relacji z rówieśnikami przez dzieci, które są wycofane i nieśmiałe. I przede wszystkim pokazanie, na przykładzie Macka, że ojciec (rodzic) jest dla swojego dziecka zrobić wszystko. Ujęło mnie też w tej pozycji to, że Ward ukazuje walkę o uczucia. Ale jak dla mnie, to nie było realne. Przede wszystkim zachowanie chłopaka Frankie było dla mnie po prostu nie do wyobrażenia. Wątpię, by tak zachowywała się osoba, która chce walczyć o ukochanego. niektóre elementy były po prostu niespójne, zbyt wyidealizowane i nie do końca wierzę w to, że mogłyby się wydarzyć gdzieś, kiedyś w rzeczywistości.
,,Daddy Cool" to historia dwójki osób, których miłość narodziła się z przyjaźni. I chociaż Ward starała się uatrakcyjnić tę książkę, to miejscami po prostu mnie ona nużyła. Miałam wrażenie, że przez pierwszą połowę powieści nic się nie działo. Zabrakło mi tutaj przede wszystkim tego ,,czegoś", tej magii. Bez niej czytałam tę historię bez żadnych emocji, byłam zdystansowana. Mimo wszystko warto pochwalić autorkę za to, że podjęła się poruszenia w swojej powieści wielu trudnych tematów. Moim zdaniem historia Frankie i Macka mogłaby być odrobinę lepsza. Autorka przedobrzyła, chciała zbyt wiele wątków umieścić w tej książce, a przez to moim zdaniem za mało czasu poświęciła bohaterom. Ogólnie cała ta powieść z pewnością idealnie nada się na lekturę na jeden wieczór, ale nie wiem, czy za wiele będziecie z niej pamiętać po jakimś czasie. Mam jednak nadzieję, że kolejne książki tej autorki będę lepsze, bo znam jej prozę i wiem, że tę autorkę stać na coś więcej. Z pewnością będę niecierpliwie na nie czekała.
Całą recenzję przeczytasz na