Pierogowaty księżyc. Taki tytuł powinna nosić ta książka. Od momentu kiedy sięgnęłam po tę pozycję, czyli ponad dwa miesiące temu, nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo autorce musiała zajść za skórę kuchnia Europy Wschodniej, że uraczyła nas takim porównaniem, które co najgorsze zapada w pamięć zdecydowanie za bardzo. Ale zacznijmy od początku. Jako fanka Marvela z wieloletnim stażem, rzuciłam się na tę książkę z ogromnym entuzjazmem i jeszcze większymi oczekiwaniami. W końcu Dom Pomysłów słynący z komiksów, ostatnio również filmów i seriali, kreskówek, i całej masy gadżetów do wyżej wymienionych, rynku książki jeszcze nie próbował podbijać, ale najwyraźniej postanowił spróbować. A książka o kultowej postaci jaką jest Czarna Wdowa, powinna być doskonałą okazją do uzupełnienia Uniwersum. No właśnie ? słowo klucz? powinna. Ale coś komuś bardzo nie wyszło ? autorce, tłumaczowi, edytorowi, który zatwierdził ją do druku? Na miejscu Czarnej Wdowy wniosłabym pozew o zniesławienie. Historia rozpoczyna się zdaniem ?Natasha Romanoff nienawidziła pierogów i kłamstw? - nadal nie rozumiem tego pierogowatego problemu autorki, ale najwyraźniej można zacząć powieść gorzej niż opisem pogody. Po pierwszych dwóch stronach tego typu kwiatków mój entuzjazm uleciał jak powietrze z przebitej opony. Uczciwie przyznam że dalej było raz lepiej, raz gorzej. Błędy w tłumaczeniu były tak rażące, jakby znaczną część pracy tłumacza wykonało Google Translate. Mimo wszystko postanowiłam nie poddawać się bez walki i przeczytać do końca - zwłaszcza, że nie jest to zbyt wymagająca lektura, i trzeba oddać honor, że czytało się ją dość szybko. Autorka ma bardzo nierówny styl ? miejscami jest naprawdę świetnie, dialogi wychodzą jej zgrabnie, a za chwilę zaskakuje przytłaczającym patosem i rozterkami emocjonalnymi bohaterów, którzy przeprowadzają monologi wewnętrzne, głębokie jak woda w kałuży na pustyni. Czegoś innego oczekuje się po powieści, która bądź co bądź, ma opowiadać o szpiegu. No i dotarliśmy do najważniejszego. Postacie i fabuła. Widząc w tytule słowa ?Czarna Wdowa? opatrzone na dodatek logo Marvela, oczekuje się historii o Natashy Romanoff. Fani od dawien dawna błagają o film o tej postaci, ale raczej się go nie doczekają. Ta historia miała zapewne za zadanie zastąpić solowy film o Black Widow, ale niestety nie wykonała swojego zadania. Tytułowa Czarna Wdowa owszem występuje - w tytule - a potem już tylko jako postać drugoplanowa. Po pierwszym rozdziale pojawia się kolejny raz po 120 stronach! Co gorsza, praktycznie nie posiada charakteru, a z całą pewnością nie zachowuje się jak na arcyszpiega przystało. Poza nią, w rolach głównych występuje para nastolatków ? Ava Orlova oraz Alex Manor, na których rozterkach życiowych znacznie bardziej skupia się historia. *** SPOILER *** Ava ? jako dziecko zostaje uratowana przez Natashę z Red Roomu ? miejsca w którym została wyszkolona Czarna Wdowa. Dziewczynka zostaje zabrana do USA, gdzie dla odmiany ląduje w ośrodku S.H.I.E.L.D, które jest właściwie kolejnym więzieniem. Wbrew oczekiwaniom i obietnicy którą złożyła Avie, Natasha pozostawia ją na pastwę losu i urzędników, i nie interesuje się więcej jej losem, do czasu? Ogólnie pomysł całkiem niezły, gdyby nie kolosalne dziury w logice i fabule ? dlaczego S.H.I.E.L.D. trzymałoby w areszcie śledczym dziecko/nastolatkę zamiast zorganizować dla niej jakiś dom zastępczy i mieć ją pod obserwacją? Mając czternaście lat Avie udaje się uciec z ośrodka i od tego czasu radzi sobie na własną rękę. A wyprowadzone w pole S.H.I.E.L.D. nawet nie podejmuje próby odnalezienia jej. Aha. Jasne. Najbardziej intrygującą postacią jest jednak Alex Manor. Wydaje się zupełnie przeciętny, właściwie nie wiadomo jaką rolę odegra w tej opowieści, ale ma interesujący charakter i zamiłowanie do wpadania kłopoty. Chłopak pojawia się w snach Avy, mimo że nigdy nie widzieli się w rzeczywistości (tak, proszę państwa, musi być wątek miłosny, nieważne że bohaterowie znają się dosłownie od trzech dni, przecież oni są sobie pisani). Główny ?czarny charakter? mimo szczerych chęci, nie potrafił wzbudzić we mnie żadnych emocji poza politowaniem ? zwłaszcza jeśli porówna się go do filmowego Lokiego czy serialowego Kingpina ? po prostu nie ta liga. Nie pomagają wspomnienia jednej i drugiej bohaterki, które doznały wielu krzywd z jego ręki. W0łaściwie jest bo jest, bo w każdej superbohaterskiej opowieści musi być jakiś ?zły?. Nie ważne, że nie ma osobowości, motywacji. Trudno nawet powiedzieć żeby był socjopatą czy psychopatą (którymś z wymienionych zapewne jest, ale nie daje się tego odczuć). Cała historia wypada jak kiepsko napisane fan fiction. Najbardziej jednak jest szkoda straconego potencjału - wykorzystując te same motywy i postacie można było stworzyć o wiele lepszą i ciekawszą opowieść o jednej z najsilniejszych i najbardziej tajemniczych postaci Marvela. Black Widow ginie gdzieś na tle jej kolegów z Avengers w filmach, i tak samo stoi na uboczu we własnej książce. A szkoda, bo zasłużyła na znacznie więcej. Nie jest to łatwym zadaniem napisanie dobrej historii o tak wielowymiarowej postaci, niestety autorka mimo najlepszych starań i chęci, temu nie podołała. Książka pozostawiła we mnie bardzo mieszane uczucia, ale starałam się w niej znaleźć także coś dobrego. Pozytywem jest tempo i dynamika akcji, cały czas coś się dzieje i czytelnik się nie nudzi, jednak sama historia jest przedstawiona w sposób mało przekonujący ? nawet jak na literaturę związaną z komiksem i skierowaną do młodego czytelnika. Mimo to czyta się lekko i szybko, może z czasem po prostu czytelnik przyzwyczaja się do stylu autorki (i opuszcza co bardziej patetyczne fragmenty). Fabuła również jest na tyle ciekawa, że warto doczytać do końca. Z postaci najlepiej wypadł Tony Stark, który pojawia się w jednym rozdziale i kradnie scenę. Interesującym pomysłem były też dokumenty z przesłuchania, które oddzielają od siebie kolejne rozdziały. Poza tym całość jest dość fajnie wydana